Sześć godzin ma potrwać manifestacja związkowców przeciwko rządowym planom zamrożenia płac. Maszerujący głównymi ulicami warszawy zablokowali ruch samochodowy. Warszawscy kierowcy muszą uzbroić się w cierpliwość.

Największych utrudnień kierowcy mogą spodziewać się w ścisłym centrum między Placem Piłsudskiego, a Placem Trzech Krzyży. Związkowcy OPZZ i "Solidarności", między innymi ze służby zdrowia i straży pożarnej, będą protestować przeciwko planom wstrzymania podwyżek w przyszłym roku. Ekonomiści sądzą jednak, że rząd nie zmieni swoich postanowień.

Od paru lat w ogóle nie ma podwyżek, nie ma pieniędzy na nic. Każdy z nas ma rodzinę. Dużo młodych osób u nas pracuje i przyszliśmy walczyć o swoje - tłumaczy pani Justyna z Inspekcji handlowej w Elblągu. Pikietujący dodają, że brakuje pieniędzy na wszystko. Urzędnikom jest wstyd, ponieważ muszą tłumaczyć się przed petentami z tego, że w instytucjach brakuje długopisów, czy kartek do kserowania pism.

Związkowcy ubrani są w stroje służbowe, a nad ich głowami powiewają białe flagi z napisem "Solidarność", niebieskie z "OPZZ". Na samym przedzie manifestacji kroczą ubrani w papierowe worki urzędnicy skarbówki z "biczem" w ręku. Jak mówi jeden z uczestników pikiety jest to "bicz na skarbówkę", która ma pracować więcej za mniejsze pieniądze.

Protestujący, którzy zapełnili prawie cały Plac Piłsudskiego przechodzą ulicą Marszałkowską i Świętokrzyską przed Ministerstwo Finansów. Tam mają złożyć swoją petycję. Następnie pomaszerują Nowym Światem przez Plac Trzech Krzyży, by pojawić się przed Sejmem. Po drugim postoju, ulicą Piękną i Alejami Ujazdowskimi, udadzą się przed kancelarię premiera. Wszystkie te ulice podczas przemarszu będą zamykane.