Ustawa o podwyżkach pensji dla polityków ma zostać zamrożona w Sejmie - ustalili dziennikarze RMF FM. Wbrew procedurze nie będzie już głosowań w tej sprawie. Ustawa zakładała stuprocentowe podwyżki dla premiera i prezydenta, 80-procentowe dla ministrów i 60-procentowe dla posłów i senatorów.

Jak ustalił reporter RMF FM Krzysztof Berenda, ustawa znajdzie się teraz w szufladzie marszałek Sejmu Elżbiety Witek.

W piątek Sejm ustawę uchwalił. Wczoraj Senat odrzucił. Zgodnie z procedurą ustawa powinna teraz trafić ponownie do Sejmu, by ten stanowisko Senatu w sprawie odrzucenia ustawy zatwierdził.

Posłowie nie chcą już się tym zajmować, więc głosowania nie będzie. Nie jest ono bowiem na rękę ani PiS-owi, ani opozycji. Partia władzy szczególnie nie chce sprawy ruszać, bo teraz główne ostrze krytyki skierowane jest właśnie w stronę Platformy, która najpierw była za podwyżkami, a potem przeciw.

Ekspresowe tempo prac, zaskakująca zgodność w Sejmie

W piątek Sejm przyjął zmiany w prawie podwyższające wynagrodzenia dla samorządowców, parlamentarzystów i osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie. Pierwszy raz w historii pensję miała otrzymać Pierwsza Dama - niemal 18 tys. zł miesięcznie. Większa miała być także budżetowa subwencja dla partii politycznych. Praca nad projektem odbyła się w ekspresowym tempie. 

Sejm wcześniej w piątek przeprowadził debatę w pierwszym czytaniu i niezwłocznie przeszedł do drugiego.

Zgodność między klubami sejmowymi już w czasie pierwszego i drugiego czytania była wręcz niebywała. Przedstawiciele PiS-u przekonywali, że politycy muszą zarabiać więcej. Opozycyjne kluby w większości nie zadawały żadnych pytań, nie dyskutowały. W imieniu Lewicy i PSL-Kukiz'15 w debacie nie wypowiedział się nikt, a z Koalicji Obywatelskiej głos zabrała tylko Klaudia Jachira. W ciągu całego dnia posłowie opozycji unikali rozmów na temat tych przepisów z dziennikarzami.

Za przyjęciem nowelizacji obejmującej podwyżki głosowało 386 posłów. Przeciw było 33, a 15 wstrzymało się od głosu. 

226 posłów Prawa i Sprawiedliwości było za jej przyjęciem, dwóch Wojciech Maksymowicz i Michał Wypij - wstrzymało się od głosu, a siedmioro - m.in. Jacek Sasin i Zbigniew Ziobro - w ogóle nie wzięło udziału w tym głosowaniu. 

Za nowelizacją zagłosowała również większość klubu Koalicji Obywatelskiej. Poparło ją 100 posłów (m.in. Małgorzata Kidawa-Błońska, Marcin Kierwiński, Sławomir Nitras i Barbara Nowacka). Przeciw było tylko 9 reprezentantów KO: Tomasz Aniśko, Cezary Grabarczyk, Klaudia Jachira, Monika Rosa, Franciszek Sterczewski, Michał Szczerba, Małgorzata Tracz, Urszula Zielińska i Tomasz Zimoch. Od głosu wstrzymało się 12 osób - m.in. Grzegorz Schetyna i Tomasz Siemoniak, a 13 posłów KO nie wzięło udziału w głosowaniu. 

Za nowelizacją opowiedziała się również zdecydowana większość Lewicy. Poparło ją 39 z 47 głosujących parlamentarzystów tej formacji - m.in. Joanna Scheuring-Wielgus, Joanna Senyszyn i Krzysztof Śmiszek. Przeciw zagłosowało 7 osób: Magdalena Biejat, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Daria Gosek-Popiołek, Maciej Konieczny, Paulina Matysiak, Adrian Zandberg i Marcelina Zawisza. Wanda Nowicka wstrzymała się od głosu.

Również większość posłów klubu PSL-Koalicji Polskiej - 20 z 26 głosujących - opowiedziała się za podwyżkami. To m.in. lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, Marek Sawicki i Marek Biernacki. Przeciw było 6 osób: Jolanta Fedak, Paweł Kukiz, Paweł Szramka, Agnieszka Ścigaj, Stanisław Tyszka i Stanisław Żuk. 

Przeciwko projektowi zgodnie zagłosowała Konfederacja - na "nie" było 11 jej posłów.

Za nowelizacją był też jeden poseł niezrzeszony - Ryszard Galla. 

Przyjęte przed głosowaniem całości poprawki to w większości zmiany redakcyjne i doprecyzowujące. Jedna z merytorycznych to przyjęta przez Sejm zmiana, by rozwiązania pozwalały też na podwyżki dla pracowników samorządowych.

Fala krytyki, zmiana stanowiska opozycji

Po tym, jak opozycję spotkała fala krytyki, że w trudnych gospodarczo czasach jej posłowie sami przyznają sobie podwyżki, Senat odrzucił ustawę. Za odrzuceniem tej nowelizacji głosowało 48 senatorów, 45 było przeciw. Nikt się nie wstrzymał. 

Po przedstawieniu stanowiska przez sprawozdawcę Komisji Regulaminowej, Etyki i Spraw Senatorskich - Sławomira Rybickiego z Koalicji Obywatelskiej, który podkreślał brak konsultacji tego projektu, wniosek o odrzucenie ustawy argumentowała też wicemarszałek Gabriela Morawska-Stanecka z Lewicy. Przywoływała ona trudności finansowe i niepewność obywateli w czasie pandemii. Musimy wykazać elementarną solidarność z naszymi obywatelami - przekonywała. 

Krótkie wystąpienie wygłosił też senator Marek Martynowski z PiS. Jego partia była za przyjęciem ustawy bez poprawek. Przypomniał Morawskiej-Staneckiej, że jeszcze na ubiegłotygodniowym Konwencie Seniorów była za przyjęciem ustawy bez dyskusji. 

Wynik głosowania w Senacie skomentował na Twitterze lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka. "Bardzo dziękuję senatorom demokratycznej opozycji za odrzucenie ustawy o podwyżkach dla polityków i naprawienie błędu, który popełniliśmy w Sejmie" - napisał. "Głos Obywateli zawsze będzie dla nas najważniejszy" - podkreślił.

Co zakładała ustawa?

Projekt ws. wynagrodzeń zakładał powiązania płac najważniejszych osób w państwie nie - jak dotychczas - z kwotą bazową corocznie określaną w ustawie budżetowej, ale z wynagrodzeniami sędziów Sądu Najwyższego.

Podstawę ustalenia wynagrodzenia zasadniczego sędziego SN w danym roku stanowi przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale roku poprzedniego (w drugim kwartale 2019 r. kwota ta wyniosła 4839,24 zł). Dla obliczenia wynagrodzenia zasadniczego sędziego SN przyjmuje się wielokrotność tej podstawy z zastosowaniem mnożnika 4,13.

Sędzia Sądu Najwyższego zarabia dzisiaj minimum 19 986 zł brutto. Oznacza to, że po podwyżce zarobki brutto polityków kształtowałyby się w taki sposób:

- prezydent: 25 981 zł

- marszałkowie Sejmu i Senatu: 21 984 zł

- premier: 21 984 zł

- wicemarszałkowie Sejmu i Senatu: 17 987 zł

- ministrowie: 17 987 zł

- wiceministrowie: 16 988 zł

- wojewodowie: 14 989 zł

- wicewojewodowie: 12 990 zł

Większa budżetowa subwencja dla partii politycznych

Politycy zadbali nie o tylko o podwyżki dla siebie, ale także dla swoich partii. Miały one dostać 50 proc. więcej z budżetu państwa.

Subwencja z budżetu państwa przysługuje partii, która samodzielnie tworząc komitet wyborczy uzyskała w skali kraju co najmniej 3 proc. ważnych głosów w wyborach do Sejmu i partii, która wchodziła w skład koalicji, jeśli komitet koalicyjny uzyskał co najmniej 6 proc. ważnych głosów w skali kraju.

Jeśli zmiany zostałyby przegłosowane, największe partie otrzymałyby nawet 10 mln złotych więcej. PiS dostałby rocznie zamiast 23 milionów - prawie 35. KO zamiast niemal 20 mln - prawie 30 mln zł. A dokładnie miało to tak wyglądać:

  • PiS: 34,9 mln zł (wcześniej 23,3)
  • KO: 29,8 mln zł (wcześniej 19,9)
  • Lewica: 17,1 mln zł (wcześniej 11,4)
  • PSL: 12,4 mln zł (wcześniej 8,3)
  • Konfederacja: 10,2 mln zł (wcześniej 6,8)