Nowe przepisy o majątkowej odpowiedzialności urzędników to bubel prawny - twierdzi "Rzeczpospolita". Podstawowym problemem jest bowiem znalezienie osoby odpowiedzialnej za szkodliwe działania. W administracji proces przebiega wieloetapowo i rozpatruje go kolejno kilku urzędników. Kto więc jest później odpowiedzialny?

Zdaniem resortu finansów winnego można znaleźć na podstawie metryki każdej sprawy. To według niej ustala się, kto pierwszy w kolejności prowadzenia sprawy podjął złą decyzję. I ten urzędnik jest odpowiedzialny.

Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że później następne szczeble powinny ten błąd zauważyć. Jeśli jednak osoby podpisują decyzję, też popełniają, często bardzo kosztowną dla obywatela, pomyłkę.

Procedura dochodzenia odszkodowania jest skomplikowana, bo najpierw trzeba wygrać proces w sądzie cywilnym, zaś później prokurator musi wskazać winnego urzędnika - kończy "Rzeczpospolita".

Ustawa weszła w życie w połowie maja. Zgodnie z nowym prawem, jeśli urzędnik państwowy poprzez działanie lub zaniechanie doprowadzi do rażącego naruszenia prawa, ponosi również odpowiedzialność materialną za ten czyn. Co prawda maksymalna kwota odszkodowania nie może być wyższa niż suma jego dwunastu pensji, choć często błędne decyzje kosztują o wiele więcej, powinno to stanowić pewien środek prewencyjny dla decydentów.