​Sto lat temu w Kobierzynie otwarto szpital, jakiego do tej pory nie było. Placówka psychiatryczna zaprojektowana według najmodniejszych i najnowocześniejszych wzorów. I choć od tamtej pory wiele się zmieniło, to dziś wciąż jest to miejsce, które fascynuje.

Początki były straszne. Patrzyłam na zezwierzęcenie człowieka dotkniętego chorobą psychiczną i nie mogłam powstrzymać łez. Wśród pierwszych pacjentek, którymi się opiekowałam, była zakonnica - zbierała robaki w ogrodzie i zjadała je. Inna chora jadła żabki, a było ich tu wtedy mnóstwo. Ordynator, widząc mnie ciągle we łzach, zastanawiał się, czy w ogóle powinnam tu zostać - opowiada Janina Sroka, która rozpoczęła pracę w Kobierzynie jako pielęgniarka w 1934 roku. W tamtych czasach wstydzono się chorych psychicznie, krewni chowali ich przed ludźmi, czasem zamykali. Bywało, że latami trzymali ich w stajni, w klatce czy komórce, jak zwierzęta - dodaje. Mówi, że wszystkich chorych przywożono do szpitala w strasznym stanie - byli brudni, zawszeni i często wyniszczeni przez fatalne warunki życia.

Janina Sroka przepracowała w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie niemal całe życie. Zatrudniła się tam w 1934 roku i wykonywała tam "najbardziej uciążliwe prace". W latach 80. postanowiła opowiedzieć swoją historię dziennikarce Krystynie Rożnowskiej. Tak powstała wyjątkowa książka - "Można oszaleć. Osobliwy świat szpitala psychiatrycznego".

Przez te wszystkie lata Kobierzyn był świadkiem nie tylko licznych chorób psychicznych i wewnętrznych dramatów. Podczas II wojny światowej padł też ofiarą hitlerowców, którzy do obozu koncentracyjnego w Auschwitz wywieźli ponad 500 pacjentów. Na moim oddziale było sześćdziesiąt pacjentek. Niemiec trzymał w ręku listę z ich nazwiskami. Wyprowadzano je kolejno i ustawiano obok krytego samochodu otoczonego żołnierzami trzymającymi pod białymi kitlami broń. Jedna z chorych, Krysia, studentka, była wtedy w ostrej psychozie. Ona do wszystkich mężczyzn mówiła "tatusiu". Kiedy podszedł do niej Niemiec, uśmiechnęła się do niego, wyciągała rękę i powiedziała: "Tatusiu". Kazali ją zostawić, jak jeszcze dwie inne kobiety - opowiada pielęgniarka.  

Przerażają także opisy metod medycznych z czasów, gdy nie były one jeszcze na tyle zaawansowane, jak dzisiaj. Stresujących pacjentów uspokajano trzymając ich godzinami w ciepłej wodzie. Był to wówczas jedyny sposób postępowania z pacjentami w szale. Proszę sobie wyobrazić trzech czy czterech chorych w wannach, rękami i nogami rozbryzgujących wodę. Jak sobie z nimi poradzić? - opowiadała Janina Skóra.

Są też w tej książce historie ciepłe, a nawet zabawne. Jeden z pacjentów, który cierpiał na schizofrenię urojeniową i wydawało mu się m.in., że jest kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim, powiedział, że początki jego choroby są... erotyczne. Brak dziewczyny od dawna. Miałem żonę, cudowną kobietę, przyjeżdżała tu do mnie do Kobierzyna, taka piękna, elegancka, w kapeluszu. Siadała mi na kolana, pozwalała się pieścić. I nagle któregoś dnia mówi: "Bierzemy rozwód". Jakbym ja jej w czymś zawinił. Rozpowiadała, że nie wiedziała przed ślubem o mojej chorobie, a przecież tu do mnie przychodziła. Tu! - opowiadał.

Chcecie poznać więcej historii o placówce w Kobierzynie? Mieliśmy dla Was pięć książek Krystyny Rożnowskiej "Można oszaleć. Osobliwy świat szpitala psychiatrycznego". Egzemplarze trafiły do pierwszych 5 osób, które o godzinie 12 przysłały swoje imię, nazwisko i adres domowy na fakty@rmf.fm. Ze zwycięzcami skontaktowaliśmy się telefonicznie.