Do 3 w nocy policjanci pracowali na miejscu wczorajszej, wieczornej tragedii w Koszalinie. Dwójka dzieci, w wieku 4 i 5 lat, wypadła z okna z 9. piętra bloku przy ulicy Władysława IV. Dziewczynka i chłopiec zginęli na miejscu. W

Dzieci były w tym czasie pod opieką matki. Wstępnie ustalono, że był to nieszczęśliwy wypadek.

Policjantom, którzy jako pierwsi dotarli do matki, kobieta miała przekazać, że w momencie, gdy dzieci wypadały z okna, była w kuchni, szykowała kolację. To była chwila nieuwagi.

Później jednak ze względu na stan psychiczny matki funkcjonariuszom nie udało się już z nią porozmawiać. Kobietą musieli się zająć lekarze.

Jak powiedziała reporterowi RMF FM Monika Kosiec, oficer prasowa koszalińskiej policji, w momencie tragedii ojca nie było w domu. Był w pracy, na miejsce przyjechał dopiero po zdarzeniu.

26-letnia w sumie miała pod opieką czworo dzieci - także 2-letnie oraz roczne. Najmłodsze dzieci są teraz pod opieką najbliższych krewnych.

Gdy doszło do wypadku matka dzieci, była trzeźwa. Nie było podstaw do zatrzymywania jej. 

Jak mówi Monika Kosiec, nie ma żadnych bezpośrednich świadków tragedii. Choć przesłuchano już wszystkich sąsiadów, nie natrafiono na nikogo, kto zauważyłby moment upadku. Mężczyzna, który wezwał służby, widział już ciała dzieci leżące na trawniku przed blokiem.

Na zlecenie prokuratury mają być jeszcze prowadzone oględziny budynku z zewnątrz z użyciem drona.

Opracowanie: