Z powodu strajku francuskie ambasady i konsulaty ograniczyły działalność. Francuscy dyplomaci i personel konsularny protestują przeciwko ograniczeniom budżetowym w ich resorcie. Strajk potrwa co najmniej jeden dzień.

Nie rozumiemy, jak prezydent Jacques Chirac i rząd mogą deklarować wielkie ambicje Francji na arenie międzynarodowej, skoro potencjał ludzki i finansowy tego ministerstwa ustawicznie się kurczy - głosi oświadczenie związków zawodowych.

W ambasadzie Francji w Rzymie strajkuje niemal cała obsada, placówka jest zamknięta. W Rijadzie w Arabii Saudyjskiej ambasada jest otwarta, ale oferuje tylko minimalną obsługę - poinformowała rzeczniczka. Poza lokalnym personelem, nikt nie przyszedł do pracy. Także w ambasadzie w Dubaju, obsługującej Zjednoczone Emiraty Arabskie, pracuje tylko personel krajowy.

Ministerstwo jest bez pieniędzy. Połowa wind nie działa. W październiku przez trzy dni nie było papieru. Za granicą urzędnicy muszą pracować po 14 godzin dziennie - skarżą się związkowcy. W ciągu 23 lat w ministerstwie zlikwidowano 2758 miejsc pracy.

Według związkowców, "kroplą, która przepełniła czarę goryczy" było żądanie Ministerstwa Finansów obcięcia o około 20 mln euro dodatków mieszkaniowych za granicą. Francja ma 154 ambasad z 22 tys. osób personelu dyplomatycznego, konsularnego i pomocniczego, co oznacza drugi największy w świecie taki aparat - po amerykańskim.

Z redukcji personelu paryskiego MSZ cieszy się amerykański dziennik "The Wall Street Journal". Mniej francuskich dyplomatów będzie dla świata rzeczą dobrą - to cytat, w którym nadal pobrzmiewają echa sprzeciwu Paryża wobec wojny w Iraku.

18:10