Nie ma podstaw, by stawiać jakiekolwiek zarzuty dyspozytorowi pogotowia, do którego przed śmiercią dzwonił policjant z Legionowa. Jak dowiedział się reporter RMF FM, prokuratura ustaliła, że nie złamał prawa. Kilkanaście dni temu 41-letni wykładowca policyjnej szkoły źle się poczuł, zadzwonił na pogotowie, a następnie prywatnym samochodem trafił do przychodni. Tam zasłabł, a reanimacja nie przyniosła efektów.

Nie było odmowy wysłania karetki do mężczyzny, bo nie było wezwania - prokuratura potwierdziła nieoficjalne informacje reportera RMF FM. 

Śledczy przesłuchali już dyspozytora i przeanalizowali nagranie rozmowy telefonicznej. Zapis ma 48 sekund. Policjant zadzwonił przede wszystkim poradzić się, co zrobić, bo od kilku dni czuł ból w klatce piersiowej. Dyspozytor mówił mu, że musi zbadać go lekarz. Pytał, czy w związku z samopoczuciem jest w stanie sam dojechać do placówki zdrowia czy nie. Policjant mu przerwał, mówiąc, że sobie poradzi. 

Według prokuratury, pokrzywdzony w tej rozmowie nie oceniał swego stanu zdrowia jako ciężkiego. Co więcej, sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci nie był zawał.

***

(m)