Afera po zaskakującym zachowaniu francuskich dziennikarzy w Białym Domu w czasie spotkania prezydenta Francoisa Hollande'a z Barackiem Obamą. "Przedstawiciele mediów zachowywali się jak podekscytowani nastolatkowie w czasie wycieczki do Disneylandu!" - szydzą z nich amerykańscy koledzy.

Kiedy wysłannicy najpoważniejszych francuskich mediów - w tym najbardziej opiniotwórczych dzienników takich jak "Le Monde" - zostali wpuszczeni do Gabinetu Owalnego, to zamiast robić zdjęcia Hollande'owi i Obamie odwrócili się do prezydentów plecami i gorączkowo zaczęli robić pamiątkowe zdjęcia smartfonami samym sobie. Uspokoić musieli ich ochroniarze Białego Domu. Obama był rozbawiony, Hollande - zdezorientowany.

Później francuscy "dziennikarze-turyści" umieścili te pamiątkowe fotki - obok zdjęć, które robili sobie również m.in. na trybunie rzecznika Białego Domu - na oficjalnym twitterowym koncie Pałacu Elizejskiego, z euforycznymi podpisami typu: "Jestem w Gabinecie Owalnym! Jest mniejszy, niż myślałem!". Widać też niewyraźne zdjęcia psa z podpisem: "Uważaj! Prawie nadepnąłeś na ogon psa Obamy!", pole golfowe koło Białego Domu, talerze z poczęstunkiem dla dziennikarzy itd.

Bułgarski reporter twierdzi, że w sali prasowej francuscy dziennikarze - zamiast pracować - grali w gry elektroniczne. Wysłannicy nadsekwańskich mediów sugerują zaś, że wizyta Hollande w USA jest dosyć nudna, a więc musieli sobie znaleźć rozrywkę. Wielu francuskich internautów oburza się, że "panowie redaktorzy" zbłaźnili się, jak turyści z prowincji i skompromitowali Francję.