"Wszyscy wszystkich oszukują" - usłyszał nasz dziennikarz Tomasz Weryński, pytając o sytuacje wokół ukraińskiego zboża. Poseł Marek Sawicki - były minister rolnictwa - skomentował też, czy ukraińskie zboże jest zagrożeniem dla polskiego i czy polityk PSL-u zamierza zbierać chrust.

Tomasz Weryński: Porozmawiamy o ukraińskim zbożu. Od tego, czy zostanie ono wysłane w świat, zależy czy kraje np. Afryki Środkowej i Afryki Północnej będą musiały się mierzyć z klęską głodu. Jak zapewne wiecie, z ukraińskim zbożem jest taki problem, że ten naturalny korytarz - drogą morską przez np. port w Odessie - jest blokowany na Morzu Czarnym przez Rosjan. Rozwiązaniem jest tranzyt, choćby przez Polskę drogą lądową. Czy ukraińskie zboże może zagrozić polskim rolnikom?

Marek Sawicki: Przede wszystkim brak zboża zagraża ludziom w Afryce, w Egipcie. Polski rząd zapowiedział już, że przewiezie to zboże za pomocą portów bałtyckich w inne regiony świata. Jest to oczywiście szlachetna idea, tylko niestety niewykonalna. My nie mamy takich przerobowych mocy ani na kolei, ani w transporcie samochodowym, żeby przewieźć 25 milionów ton zboża, które ma Ukraina. Niestety też podczas tego reeksportu mamy sytuację, w której spora część zboża ukraińskiego trafia do elewatorów w Polsce, do firm paszowych, do firm produkujących makarony. Z pewnością jest to takie zagrożenie dla polskich rolników, że jesienią po żniwach mogą być magazyny pełne i nie będzie gdzie zboże sprzedać. Spora część rolników własnych elewatorów na przechowanie zboża nie ma. Jakieś zagrożenie jest. Ja uważam, że skoro złodzieje mogą kraść zboże w Odessie i wywozić przez Morze Czarne, Morze Śródziemne w świat, a robi to Rosja, to dlaczego tych złodziei się nie powstrzyma i nie zrobi korytarza humanitarnego ze zbożem i nie zapewni konwoju do wywiezienia zboża ukraińskiego przez Morze Czarne.

Dla rolników zatem to nie jest taka najlepsza informacja. Ale już dla takich zwykłych zjadaczy chleba jak np. ja, to jest szansa na to, że chleb nie będzie po 10 złotych.

To jest dla pana szansa być może na miesiąc - dwa. A jeśli rolnicy zboża nie sprzedadzą i to zboże się zmarnuje, to za rok posieją trochę mniej. Za dwa lata pan zapłaci za chleb nie 10, a 15 złotych.

Czyli w końcu mnie to dotknie?

Tak. W końcu dotknie to także i pana. Więc ja bym przestrzegał przed tym, żeby jeśli się decyduje na reeksport, to pilnował, aby to zboże, które gdzieś tam jest przeładowane czy zasypywane na Ukrainie, wędrowało rzeczywiście do Portu Północnego, a nie rozlokowane po terenie całej Polski.

Co zatem może zyskać Polska na tranzycie ukraińskiego zboża?

Pieniądze za przewóz.

Po prostu za operację.

Oczywiście, pieniądze za przewóz i trochę więcej smogu wzdłuż tras przerzutowych.

I wdzięczność Ukraińców oraz mieszkańców Afryki.

Także. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że tej ilości zboża nasze porty i nasza kolej nie są w stanie przewieźć. To trzeba było od samego początku jasno Ukrainie oświadczyć, nie robić złudzeń, że my to zboże przewieziemy. Ani Polska, ani Rumunia nie jest w stanie tego zrobić. Na Bałtyku nasypuje się masowce do 60 tysięcy ton. W Odessie do 100 tysięcy ton. To już jest zdecydowana różnica. Chcę wyraźnie podkreślić. Jeśli wolny świat patrzy ze spokojem na złodziei, którzy kradną zboża z Odessy i wożą po całym świecie, a nie potrafi zorganizować humanitarnych korytarzy dla przewozu tego zboża ukraińskiego i żeby to Ukraina dostała za to zboże pieniądze, to coś jest nie tak.

A w co gra Turcja w kontekście tego zboża? Ambasador Ukrainy w Turcji mówi, że Rosja sprzedaje Turcji ukradzione zboże, fałszując jego dokumentację tak, by wynikało z niej, że zostało wyprodukowane w Rosji.

Wszyscy grają na świecie. To nie tylko Turcja, to także Kazachstan, to także Europa. Dzisiaj europejskie firmy kupują pszenicę w Kazachstanie, gdzie ponoć w zeszłym roku był ogromny urodzaj, a przecież wiemy, że jest to rosyjska pszenica. Sytuacja jest taka, że niby jest embargo, a wszyscy wszystkich oszukują i próbują na tym embargu zarobić.

Myśli pan, że pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy pozwolą trochę przywrócić normalności cenowej w naszym kraju? Czy to nie będzie miało aż takiego znaczenia, żebyśmy to odczuli w portfelach.

To nie będzie miało aż tak ogromnego znaczenia, bo te pieniądze są o rok spóźnione. Te pieniądze powinny być już jako zaliczka w październiku w polskiej gospodarce. Ja spodziewam się pierwszych wypłat dopiero być może w październiku tego roku, a jeśli nie, to nawet dopiero w przyszłym roku. Premier się chwalił, że mamy do dyspozycji 58 mld euro, zgłosiliśmy zapotrzebowanie na 36 mld euro, a jestem przekonany, że ze względu na roczne opóźnienie nie wykorzystamy nawet 20 mld euro. Widać wyraźnie, jak gry wewnętrzne w rządzie, jak szkodnictwo Zbigniewa Ziobry i jego obozu politycznego w sprawie reformowania wymiaru sprawiedliwości, szkodzi nie tylko wymiarowi sprawiedliwości, ale także szkodzi całej gospodarce.

To może skoro nie będzie miało takiego znaczenia, to nie ma sensu się jakoś śpieszyć z tymi kamieniami milowymi?

Te kamienie milowe to są takie ozdobniki, których nikt nie sprawdzi. Przecież pan wie, na czym polega istota porozumienia pomiędzy Ursulą von der Leyen a premierem Morawieckim. Premier Morawiecki zgodził się na uwspólnotowienie podatków w Unii Europejskiej, na federalizacja podatkową jeszcze w 2020 roku, potem zablokował podatek od przepływów finansowych i od dużych korporacji międzynarodowych, w tej chwili wyraził na to zgodę. Przycisnęli także Amerykanie Komisję Europejską i panią Ursulę von der Leyen. No i mamy te pieniądze. Kamienie milowe, które są zapisane, to są swego rodzaju ozdobniki, których - w mojej ocenie - tak naprawdę nikt nie będzie przestrzegał.

Wiemy już, że stopy procentowe znowu poszły w górę. Jak pan myśli, kiedy to się zatrzyma? Już teraz wiele osób ledwo wiąże koniec z końcem w związku z tym, że rata kredytu praktycznie jest drugie tyle co na przykład rok temu.

W strefie euro kredyty hipoteczne są na stałym oprocentowaniu 1,5 - 2 procent. Skoro można było dwa lata temu uruchomić wielki fundusz covidowy na 200 miliardów złotych i rozdawać temu, kto chciał, to teraz trzeba uruchomić po prostu fundusz hipoteczny. Także na stałe oprocentowanie 1 - 2 proc. Od tego jest Bank Gospodarstwa Krajowego, od tego są duże rezerwy Narodowego Banku Polskiego ponad 700 miliardów złotych. I taki kredyt, taki fundusz hipoteczny powinien obsługiwać zarówno kredyty już zaciągnięte i hipoteczne jak również udzielać nowych kredytów tak, żeby nie załamać polskiego budownictwa.

A czy ta sytuacja wokół kredytobiorców, to jest też jakaś szansa dla opozycji? Łatwiej będzie pokonać ekipę rządzącą, która "gotuje taki los obywatelom"?

Jak ekipa rządzi, to wszyscy widzą. Przed chwilą pan pytał o Krajowy Plan Odbudowy - klapa. Wymiar sprawiedliwości miałby być zreformowany, a sam Kaczyński ocenia, że reforma się nie udała, a Izba Dyscyplinarna powinna być zlikwidowana. Teraz pyta pan z kolei o inflację, gdzie jeszcze nie tak dawno pan prezes Glapiński mówił, że nie będzie podnosił żadnych stóp procentowych, że nie ma żadnego zagrożenia inflacja, co najwyżej deflacją. To wszystko samo sobie wystawia ocenę. Na ile to ludzi wkurzy i przekona do zmiany preferencji politycznych - to pokażą najbliższe wybory.

A propos wyborów, zdaje się, że szykujecie koalicję z Polską 2050. To jest jakaś szansa na wejście do Sejmu?

Na pewno będziemy próbowali się porozumieć w centrum sceny politycznej, bo jest tu kilka środowisk. Czy to się powiedzie, zobaczymy. Wydaje mi się, że zarówno w tej chwili kształt Koalicji Polskiej, jak i Unia Europejskich Demokratów, Porozumienie Gowina i Polska 2050 to są ci partnerzy, którzy programowo niewiele się różnią. Może w kwestiach światopoglądowych są pewne rozbieżności. Trzeba szukać jakiegoś porozumienia i to, co mówi Kosiniak-Kamysz, budować na opozycji dwa bloki tak, żeby maksymalnie można było zebrać elektorat, a nie zniechęcić ludzi do głosowania.

Na koniec jeszcze zapytam pana, czy pan mieszka blisko lasu.

Tak panie redaktorze, ale tych tłumów biegnących po chrust nie widziałem. Natomiast przypomnę, że np. za Boryny Reymonta można było zbierać chrust w lesie u pana za darmo. Natomiast w tej chwili PiS proponuje, żeby sobie naukładać na gromadki tego chrustu w lesie. Gajowy wyliczy taksę i wtedy będzie można ten chrust na plecach z lasu wynieść. 

To miało być moje pytanie. Czy będzie pan pobierał czy jednak trochę tak nielegalnie.

Panie redaktorze, ja mam kawałek własnego lasu. Ja legalnie ten las czyszczę. Z dostępnością do drewna nie mam problemu. Niestety ogrzewanie mam gazowe i to jest problem. W piecu gazowym chrustem nie napalę.

Życzymy, żeby było panu ciepło w zimie i jesienią.

Trzeba wrócić do chat dymnych i po prostu tym chrustem na środku palić. Wtedy będzie ciepło wszystkim. 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: