Nie wiadomo, kiedy sejmowa komisja śledcza zajmie się sprawą nadzoru Skarbu Państwa nad koncernem paliwowym Orlen i okolicznościami zatrzymania jego szefa Andrzeja Modrzejewskiego. Tym razem na zwłokę gra eseldowski marszałek Sejmu Józef Oleksy.

Wczoraj za powołaniem komisji śledczej opowiedziały komisje się do spraw służb specjalnych i ustawodawcza. Jednak potrzebna jest zgoda całego Sejmu. Na drodze do powstania komisji śledczej przeszkody buduje jednak marszałek Sejmu.

Według Józefa Oleksego najpierw posłowie powinni poprawić ustawę o komisji śledczej, a dopiero potem zabierać się do jej powoływania. Jak twierdzi, chce w ten sposób uchronić parlament przed problemami, z jakimi boryka się właśnie komisja śledcza badająca aferę Rywina. Nie może powtórzyć się sytuacja budząca powątpiewanie w legalizm - mówi Oleksy.

Jednak opozycja w szczerość intencji marszałka nie wierzy. Pan Marszałek jest legalistą, jeśli jest to dla niego wygodne - ocenia Konstanty Miodowicz z Platformy Obywatelskiej. Marszałek Oleksy jest elementem tej sprawy, broni tego, co nabroili jego kompani partyjni - dodaje.

Los orlenowskiej komisji leży więc w rękach Sejmu. A tam języczkiem u wagi wydaje się SdPl, czyli dawni członkowie SLD. Ustawa o komisji śledczej rzeczywiście nie należy do arcydzieł sztuki legislacyjnej, ale taki punkt widzenia de facto oznacza, że komisja może nigdy nie powstać - mówi Bogdan Lewnadowski. Nie potrafi jednak ocenić, jak zachowają się jego partyjni koledzy, gdy pomysł Oleksego ujrzy światło dzienne.