Rosjanie z niepokojem przyglądają się przygotowaniom do wojny z Irakiem. Budżet WNP w ogromnym stopniu jest uzależniony od cen ropy naftowej na światowych giełdach. Ich spadek jesienią 1997 r. do poziomu 12 dolarów za baryłkę wywołał w Rosji w sierpniu 1998 r. dramatyczny kryzys, którego skutki odczuliśmy także w Polsce.

Rosyjski biznes z niechęcią myśli o nadciągającej wojnie z Irakiem. Dla Moskwy najbardziej korzystne byłoby utrzymanie obecnego stanu rzeczy – mówi Borys Wolchonski, komentator dziennika „Kommersant” - gdy nie ma ani pokoju, ani wojny i istnieje napięcie, które wywołuje gwałtowny wzrost cen ropy. (Cena baryłki w porównaniu z 1998 r. wzrosła ponad 2-krotnie).

Gdy iracka ropa naftowa zaleje w końcu światowe rynki, cena gwałtownie spadnie – dodaje Wolchonski. Według rosyjskich ekspertów z obecnych 30 dolarów do 20, a może nawet 15 za baryłkę.

Spadek ceny o jednego dolara na baryłce zmniejsza wpływy rosyjskiego budżetu o miliard dolarów rocznie. Oprócz tego wojna zlikwiduje oenzetowski program "Ropa za żywność", w którym aktywnie biorą udział rosyjskie firmy. Wartość irackiej ropy, która dociera na światowe rynki przy ich pośrednictwie wynosi około 6 mld dolarów.

Według Rosjan atak na Bagdad jest nieunikniony. Problem jednak polega na tym, co dalej, gdy wojna się już zakończy. Stany Zjednoczone jednoznacznie dały do zrozumienia wszystkim, i Rosji, i Europie, że kto nie z nimi, ten nie będzie uczestniczył w powojennym zagospodarowaniu Iraku - uważa Wolchonski.

Rosjanie nie dostali z Waszyngtonu żadnych specjalnych gwarancji dla swoich interesów w Iraku. Mają tylko nadzieję, że po wojnie zwycięzcy o nich nie zapomną. Można jednak mieć poważne wątpliwości, że przyszłe zyski zrekompensują straty.

17:15