Kongres i zmiana statutu partii prowadząca do wyborów powszechnych na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej już w czerwcu, a same wybory po wakacjach. Premier Donald Tusk przyśpiesza i zabiera się za porządki w partii. Podczas dzisiejszego zarządu rzuci rękawice swoim wewnętrznym konkurentom i zażąda jasnych deklaracji, czy zmierzą się z nim w walce o szefowanie Platformie. Na razie zarówno Grzegorz Schetyna jak i Jarosław Gowin nie wykluczają startu, ale swoją decyzję chcą ogłosić jesienią.

Muszę uspokoić sytuację w Platformie - mówił wczoraj Donald Tusk w Brukseli oceniając, że to właśnie rozhuśtana emocjonalnie partia jest jednym z powodów sondażowych spadków. Sposoby na osiągnięcie owego spokoju są dwa. "Albo Tusk decyduje się na wzięcie do rządu Grzegorza Schetyny, co jest mało prawdopodobne, bo to tylko odsunięcie kłopotów o kilka miesięcy" - mówili dziennikarce RMF FM posłowie PO albo "funduje sobie kilka miesięcy ostrej jazdy i walki wewnątrzpartyjnej, eliminuje ewentualnych przeciwników doprowadzając do strać w regionach i po wakacjach zostaje wybrany na przewodniczącego partii". Większość polityków partii rządzącej uważa, że o wiele bardziej realny jest ten drugi scenariusz.

"Rany boskie, jak przeprowadzić wybory w kołach, powiatach i regionach przez wakacje" - łapie się za głowę polityk Platformy. Po chwili jednak kombinuje, że można odwrócić kolejność, bo skoro przewodniczący PO ma być wskazany przez wszystkich członków partii to jest to wybór niezależny od struktur. Teoretycznie więc najpierw można wybrać szefa, a dopiero potem lokalne władze, tyle tylko że wtedy Tusk odłożyłby regionalne zwarcia, w których wyeliminowani zostaliby wewnętrzni przeciwnicy na później. "Jeśli najpierw kierownik (tak nazywają Tuska w Platformie) zagwarantuje sobie zwycięstwo, to reszta pójdzie gładko" - argumentuje inny członek PO.

Tusk zmienia strategię, bo nie tak to miało być, miały być demokratyczne wybory z jedynym pewnym kandydatem i szoł podobny do tego, co obserwowaliśmy podczas  prawyborów prezydenckich, skupiający uwagę opinii publicznej, ale od trzech miesięcy są tylko wpadki i rozhuśtane emocje  wewnątrz Platformy.  Początkowo planowana na wakacje rekonstrukcja miała być typową zmianą "pod partię", ale w związku z coraz niższymi ocenami gabinetu Tuska i samego szefa rządu, ta koncepcja też uległa zmianie. Wymiana ministrów ma być "na poważnie". "Ministerialne zderzaki" mają zostać zastąpione autorytetami, które będą w stanie chronić premiera. W tej chwili mamy sytuację zupełnie odwrotną. Niemal cała Rada Ministrów kryje się za plecami szefa rządu, co powoduje, że to On jest jedynym zderzakiem rządu, coraz bardziej poobijanym, ale... na własne życzenie, wszak autorski skład rządu premier zawdzięcza wyłącznie sobie.