Premier Leszek Miller ogłosił, że realizacją flagowego programu budowy autostrad, zajmować się będzie już nie Marek Pol, a wyznaczony przez premiera pełnomocnik. Bardziej dosadnym dowodem braku zaufania mogłoby być już tylko zdymisjonowanie wicepremiera.

Jednak na to Leszek Miller na pewno w tej chwili się nie zdecyduje. Powody merytoryczne w przypadku Marka Pola przegrywają z politycznymi. Choć w realizację wizji i obietnic szefa resortu infrastruktury nie wierzy już chyba nawet Leszek Miller, to potrzebuje jego Unii Pracy i w rządzie i w parlamencie:

Najważniejsze jest to, że jest 16 szabel, które się będą biły do ostatniej kropli krwi za premiera Millera a co się dzieje z drogami, autostradami, lotniskami, telefonią w Polsce to jest nieistotne - mówi poseł Tadeusz Jarmuziewicz.

Grono krytyków Pola, w którym poseł Jarmuziewicz był od początku, zasilili nawet dawni koalicjanci. Szef sejmowej komisji infrastruktury, Janusz Piechociński zwraca uwagę, że poza rozłożonym na łopatki budownictwem, zastojem w drogownictwie mamy też wyjątkowo napiętą sytuację w PKP, a od rozpadu koalicji w resorcie nie ma osoby odpowiedzialnej za kolej.

Niewątpliwie jest to jeden z najtrudniejszych resortów o olbrzymim obszarze działania i myślę, że przedwcześnie połączyliśmy resort.

Premier jednak nie decyduje się na przeorganizowanie zarządzania infrastrukturą, ponieważ teraz ważniejsza jest dla niego sejmowa arytmetyka. Do wykonywania zadań Marka Pola zatrudnia za to kolejnych ludzi. Taka jest cena politycznego poparcia Unii Pracy.

07:00