To będzie morska wyprawa po marzenia. W trakcie 26 jej etapów przez pokład 14-metrowego jachtu przewinie się około 150 osób. W przyszłym roku, przed wakacjami, ze Szczecina ruszyć ma wyprawa "4 kontynenty." Doświadczeni kapitanowie zapraszają do udziału innych żeglarzy - takich, którzy lubią nowe wyzwania i chcą spełniać swoje żeglarskie marzenia. O nietypowym pomyśle, szczegółach rejsu i przygotowaniach do wyprawy z Maciejem Sodkiewiczem i Jerzym Stępniewskim - jednymi z kapitanów i organizatorami wyprawy rozmawiał reporter RMF FM Kuba Kaługa.

Kuba Kaługa: Można powiedzieć, że to będzie taka sztafeta?

Maciej Sodkiewicz: Tak. Z tego względu, że w dzisiejszych czasach wiadomo, że mamy ludzi, którzy mają dużo wolnego czasu w życiu, ale nie mają zazwyczaj pieniędzy na realizowanie takich długoterminowych marzeń. A z kolei ci, których stać na to, żeby gdzieś pojechać, nie mają czasu.

Realizowanie marzeń. To jest główne hasło tego rejsu?

Jerzy Stępniewski: Zdecydowanie tak. Wiele z tych portów, które mamy po drodze zaplanowane, to są miejsca, w których nie bywa się często, a o których każdy z nas w różnym stopniu marzy. Jeden chce przeskoczyć Atlantyk, inny zobaczyć Wyspy Zielonego Przylądka, kolejny odwiedzić Antarktydę. Ale łączy nas wszystkich to, że każdy z nas na tej trasie znajduje takie miejsce, które jest spełnieniem jakiś jego marzeń żeglarskich.

Na tej trasie, czyli Europa - Afryka - Ameryka Południowa i ostatecznie Antarktyda.

MS: Planujemy ruszyć ze Szczecina. Następnie popłynąć wzdłuż wybrzeży Europy. Delikatnie otrzeć się o Afrykę odwiedzając Wyspy Kanaryjskie i Wyspy Zielonego Przylądka. Następnie przeskok przez Atlantyk. Brazylia, Urugwaj, Argentyna. Chcemy odwiedzić Falklandy, przepłynąć Cieśninę Magellana, kilkukrotnie okrążyć przylądek Horn, odwiedzić polską stację badawczą na Antarktydzie, spróbować spłynąć jeszcze niżej - zagłębiając się pomiędzy te góry lodowe - i dotrzeć do stałego kontynentu Antarktydy, postawić symbolicznie stopę na tym najbardziej niedostępnym białym kontynencie. Następnie planujemy udać się na Georgię Południową i odwiedzić grób słynnego podróżnika Ernesta Shackletona, a potem zacząć powoli powrót. Znów odwiedzając Argentynę, Brazylię wracając przez Atlantyk, odwiedzając Afrykę i z powrotem do Europy.

Cytat

Planujemy ruszyć ze Szczecina. Następnie popłynąć wzdłuż wybrzeży Europy. Delikatnie otrzeć się o Afrykę odwiedzając Wyspy Kanaryjskie i Wyspy Zielonego Przylądka. Następnie przeskok przez Atlantyk. Brazylia, Urugwaj, Argentyna. Chcemy odwiedzić Falklandy, przepłynąć Cieśninę Magellana, kilkukrotnie okrążyć przylądek Horn, odwiedzić polską stację badawczą na Antarktydzie, spróbować spłynąć jeszcze niżej - zagłębiając się pomiędzy te góry lodowe - i dotrzeć do stałego kontynentu Antarktydy

To jest bardzo długa trasa. Ile dni w morzu planujecie?

MS: Mniej więcej półtora roku.

KK: A te skrajne południowe obszary to są miejsca dostępne dla każdego?

MS: Nie dla każdego. Mówi się, że załoga jest tak słaba, jak jej najsłabsze ogniwo. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby zabrać na taki etap na Antarktydę, przez tę owianą złą sławą Cieśninę Drake’a czy wody wokół przylądka Horn kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z żeglarstwem. Tam nie ma już miejsca, żeby uczyć ludzi tego jak przeciwdziałać chorobie morskiej, jak się zaaklimatyzować do fali. Natomiast na naszej trasie znajdą się zarówno takie etapy dla wilków morskich, już żeglujących czynnie i aktywnie, jak i etapy dużo spokojniejsze, nawet dla nowicjuszy. Będą etapy zimne  jak i bardzo upalne.  Będą etapy dłuższe, gdzie przez trzy, cztery tygodnie nie widać kompletnie lądu, jak i znajdą się etapy, gdzie przemieszczamy się od portu do portu odwiedzając różne miejsca.

Pytam, bo wiem, że załogę dopiero kompletujecie. Znajdzie się w niej miejsce dla amatorów? Wracając do tych marzeń... Ktoś nie ma doświadczenia, ale marzy o tym by spędzić tydzień, dwa tygodnie na morzu. Ma szansę postawić nogę na waszym pokładzie?

JS: Tak. Tak jak wspomniał Maciek na różnych etapach potrzebujemy różnych ludzi. Wiadomo, że na Antarktydę nie może popłynąć ktoś, kogo dotychczasowe doświadczenie ogranicza się jedynie do Mazur czy plażowego jachtingu w Chorwacji. Ale znakomitym etapem jest chociażby wypłynięcie, gdzie tak zwaną "trasą praojców", przez kanał Kiloński będziemy wychodzić na Morze Północne. Tak zaczynali nasi ojcowie, nasi dziadowie, więc dlaczego tak miałby nie zacząć ktoś, kto do tej pory żeglował jedynie po słodkim. Bardziej ambitni mogą spróbować swoich sił na etapie z Brestu do Lizbony, gdzie płynąć będziemy przez Zatokę Biskajską, a tam czuć już tchnienie Północnego Atlantyku a jednocześnie mnogość portów jak i letnia pora pozwolą, mamy nadzieję, uniknąć potrzeby sztormowania.

Do rozpoczęcia tej wyprawy został niespełna rok. Wydaje, się że to bardzo dużo czasu. Jak te miesiące będą upływały?

MS: Już teraz wiemy, którym jachtem popłyniemy. Odbywamy sobie takie rejsy próbne. Po to, by kapitanowie poszczególnych etapów mogli się z tym jachtem zaznajomić. Żeby ludzie, którzy chcą w tej wyprawie wziąć udział, mogli się z nami spotkać. Dlatego braliśmy udział w zlocie żaglowców w Szczecinie 2 tygodnie temu, w ostatni weekend w Gdańsku. Będzie nas widać na wszystkich większych eventach żeglarskich. Chcemy opowiadać ludziom, pokazywać, zarażać ich naszą pasją. Pokazywać, że jest to w pełni wykonalne, że ten jacht jest bardzo bezpiecznym jachtem, bardzo dobrze wyposażonym. Z drugiej strony my też się tego jachtu uczymy i cały czas trwa burza mózgów - co jeszcze można by poprawić, co jeszcze można by zmienić, żeby wyprawa była przygotowana w najmniejszym detalu. Bo nie można zapomnieć, że płyniemy jednak w takie rejony świata, gdzie nie ma już stoczni, nie ma ratownictwa, nie ma żadnego wsparcia z zewnątrz. W dużej mierze jesteśmy zdani sami na siebie.

Cytat

Chcemy opowiadać ludziom, pokazywać, zarażać ich naszą pasją. Pokazywać, że jest to w pełni wykonalne, że ten jacht jest bardzo bezpiecznym jachtem, bardzo dobrze wyposażonym

No właśnie, a jacht nie jest wcale jakąś wielką jednostką. 14 metrów długości. Podobne można na Mazurach spotkać.

MS: Z jednej strony tak. Z drugiej strony ma bardzo solidny, stalowy kadłub. Specjalne wzmocnienia. Dwa niezależne silniki, dwie niezależne śluby. Do tego agregat, odsalarka, olbrzymie zbiorniki paliwa, specjalna owiewka chroniąca przed wiatrem, niezależne systemy ogrzewania. Mnóstwo takich detali niespotykanych na jednej łódce. Przykładowo - w zimnych wodach największe trudności są z odpaleniem silnika, szczególnie zimnego. Więc mogę sobie podgrzać lewym silnikiem prawy. Albo odwrotnie. Mogę też odpalić niezależne ogrzewanie, którym mogę ogrzać silniki. Mnóstwo takich różnych detali, które są zupełnie niewidoczne gołym okiem dla człowieka, który ogląda łódkę z zewnątrz, ale wpływają później na efektywność takiej wyprawy, bezpieczeństwo i komfort ludzi, którzy wezmą w niej udział.

Każdorazowo na poszczególnych etapach ile osób będzie płynąć?

JS: Razem z kapitanem i bosmanem na łódce będzie 8 osób. Na tych etapach bardziej wymagających - już pewnie od Atlantyku - będziemy chcieli mieć bosmana, który będzie cały czas z nami na łódce, oprócz kapitana. Czyli osobę, która z jednej strony ma doświadczenie morskie, a z drugiej jest znakomicie technicznie z tą łódką zaznajomiona. Jest w stanie naprawić bardzo wiele rzeczy, doglądnąć. A jednocześnie być tą trzecią czy czwartą ręką, która w pewnych warunkach jest niezbędną. Taka osoba, która ma doświadczenie i morskie i techniczne będzie tutaj nieoceniona.

A co z pieniędzmi, bo to pewnie nie jest tak, że chcecie ludzi charytatywnie zabrać na wyprawę?

MS: Chcemy ludzi zabrać na wyprawę, ale tak - chcemy to zrobić charytatywnie. Projekt narodził się przez dyskusję w internecie grupy żeglarzy doświadczonych, którzy będą stanowili kapitanów tej wyprawy. I się okazało, że każdy z nas gdzieś już pływał, a gdzieś nie był. I tak jak na przykład Jurek mówi, że marzy o Wyspach Zielonego Przylądka, ja marzę o Georgii, kolega marzy o tym, żeby przepłynąć Atlantyk. Możemy sobie pozwolić na to, żeby to robić totalnie non-profitowo. Nie bierzemy za to żadnego wynagrodzenia. Nawet cały proces organizacji - też robimy to totalnie non-profitowo.

Miałem na myśli nie to, że chcecie zarobić zabierając ludzi na morze, ale to, że pewnie oni będą jednak musieli jakieś koszty ponieść.

MS: Oczywiście. Samo utrzymanie jachtu, przygotowanie go do wyprawy, zapewnienie łączności satelitarnej, która zagwarantuje bezpieczeństwo tego projektu... i wiele innych kwestii wymagają pewnych nakładów. W tej chwili oszacowaliśmy budżet wyprawy, ile to musi kosztować. I ludzie, którzy biorą udział w tej wyprawie - po prostu - partycypują w tych kosztach.

Jakie to są koszty?

JS: To też zależy od etapu. To jest od 2 tysięcy złotych do kilku tysięcy, już za te etapy hornowe. Oczywiście cały czas staramy się szukać sponsorów, żeby zejść z tymi kosztami. Bo taka też jest idea rejsu, żeby przybliżać go maksymalnej liczbie ludzi. Niekoniecznie akurat tym, którzy mogą sobie pozwolić na wydanie niemalże dowolnej kwoty i  wykupienie sobie czegoś na zasadzie wczasów na jachcie w danym rejonie. Przede wszystkim chcemy pokazać, że można zacząć od marzeń, a potem przekuwać to wszystko w jakiś tam sukces. Pieniądze można też zdobywać różnymi innymi drogami, więc cały czas szukamy sponsorów, żeby te koszty mocno obniżyć.

(abs)