Lepiej, kiedy cała uprawa ulegnie zniszczeniu, niż tylko jej część. Choć to nieprawdopodobne, rolnicy mają wtedy większe szanse na uzyskanie odszkodowania. Ktoś, kto np. w powodzi stracił połowę plonów może nie zobaczyć ani złotówki. To, że ubezpieczyciel ma obowiązek zapłacić za szkodę to tylko teoria - ostrzega reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz.

Żeby nie wypłacić pieniędzy ubezpieczyciele wykorzystują lukę w prawie. W swoich regulaminach tworzą zapisy, które pozwalają obejść ustawę o obowiązkowych ubezpieczeniach rolniczych.

W ustawie zapisano, że można nie wypłacić odszkodowania, gdy szkoda po powodzi lub przymrozku jest mniejsza niż 10 procent plonu. W przypadku suszy to 20 procent. Ubezpieczyciele uznają, że strata w uprawach nie musi oznaczać straty plonu. I nawet, gdy ktoś stracił 55 procent upraw, nie dostaje pieniędzy.

Taka "sztuczka" jest możliwa bo ustawa nie reguluje procedury likwidacji szkody. Rolnikom pozostaje więc odwołanie do ubezpieczyciela lub skargi do rzecznika ubezpieczonych. W ubiegłym, powodziowym roku wpłynęły 33 dokumenty, w tym roku jest ich już 8.