Warszawska Prokuratura Apelacyjna nie wyklucza, że wystąpi do Stanów Zjednoczonych z wnioskiem o udostępnienie materiałów dotyczących torturowania przez agentów CIA więźnia w więzieniu agencji znajdującym się na terenie Polski.

Jak powiedział zastępca prokuratora apelacyjnego Robert Majewski, po przeanalizowaniu informacji śledczy podejmą decyzję, jak ją zweryfikować. "Oczywiście nie wykluczam zwrócenia się z wnioskiem o pomoc prawną w tej sprawie do Stanów Zjednoczonych" - dodał.

Agencja Associated Press, powołując się na raport inspektora generalnego CIA i anonimowe źródła w wywiadzie, podała, że funkcjonariusz CIA torturował więźnia w tajnym więzieniu amerykańskiej agencji wywiadowczej w Polsce. Jak dodała, agent o imieniu Albert i jego przełożony Mike używali niesankcjonowanych wewnętrznymi regulaminami brutalnych metod przesłuchań więźnia Abda al-Rahima al-Nashiriego.

Abd al-Rahim al-Nashiri był podejrzany o współudział w ataku na amerykański okręt USS Cole w Jemenie w 2000 roku. Jak podaje AP, schwytano go w Dubaju dwa lata później, przewieziono najpierw do aresztu w Afganistanie, następnie do więzienia CIA w Tajlandii, a 5 grudnia 2002 roku do tajnego więzienia w Polsce - zaledwie w kilka dni po jego otwarciu.

Według raportu inspektora generalnego CIA - na który powołuje się agencja - Albert miał użyć wobec więźnia półautomatycznego pistoletu, symulując jego egzekucję. Więzień był skuty i miał nałożony na głowę kaptur. Po przystawieniu mu do głowy broni Albert parokrotnie naciągał suwadło w pistolecie, udając jego ładowanie. Zbliżał też do nakrytej kapturem głowy więźnia uruchomioną wiertarkę elektryczną, chociaż bez wiertła.

Albert, który był w przeszłości agentem FBI, oraz Mike zostali ukarani naganą, ale władze odmówiły wyciągania dalszych konsekwencji w stosunku do nich - dodała agencja.

Warszawska prokuratura apelacyjna od sierpnia 2008 r. bada, czy była zgoda polskich władz na stworzenie w Polsce domniemanych tajnych więzień CIA i czy ktoś z polskich władz nie przekroczył uprawnień. Zastępca prokuratora apelacyjnego Robert Majewski mówił wiele razy, że postępowanie jest niejawne i nie może ujawniać żadnych szczegółów. W 2009 r. Majewski przyznał tylko, że śledczy potwierdzili "kilkanaście lotów na lotnisko w Szymanach".

W środę prokurator ze względu na to, że śledztwo jest tajne, nie chciał ujawniać jego szczegółów. Powiedział jedynie, że w sprawie zostało przesłuchanych już kilkudziesięciu świadków.