Sąd Okręgowy w Katowicach przedłużył o kolejne trzy miesiące tymczasowy areszt dla Tomasza M., podejrzanego o porwanie i zabójstwo 11-letniego Sebastiana z Katowic. Do tragedii doszło w maju. Podejrzany przyznał się do zarzutów. Grozi mu nawet dożywocie. W tymczasowym areszcie pozostanie do 19 listopada.

W toczącym się od kilku miesięcy postępowaniu Tomasz M. był przesłuchiwany już siedem razy i - jak podają śledczy - za każdym razem podejrzany przyznawał się do popełnienia zarzucanej mu zbrodni i składał bardzo szczegółowe wyjaśnienia. Wziął też udział w eksperymencie procesowym, podczas którego pokazał funkcjonariuszom policji i prokuratorowi, jaki przebieg miała ta zbrodnia.

Podczas śledztwa przesłuchano dotychczas kilkunastu świadków, śledczy dostali opinie biegłych różnych specjalności. Np. w oparciu o wyniki sekcji zwłok i dodatkowe badania ustalono, że przyczyną śmierci Sebastiana było uduszenie. Badania toksykologiczne wykluczyły, by zarówno podejrzany, jak i zabity chłopiec byli pod wpływem środków narkotycznych czy leków. W postępowaniu kluczowa będzie opinia sądowo-psychiatryczna, w której biegli wypowiedzą się m.in. na temat poczytalności M.

Po zatrzymaniu 41-letni Tomasz M. usłyszał dwa zarzuty, m.in. zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Prokuratura nie ujawnia dokładnego opisu czynu, nie podaje też treści drugiego zarzutu, tłumacząc to dobrem postępowania. Podejrzanemu grozi kara więzienia na czas nie krótszy niż 12 lat, 25 lat pozbawienia wolności albo dożywocie.

Wyszedł na plac zabaw i już nie wrócił do domu

Sebastian zaginął 22 maja - wyszedł na plac zabaw w Dąbrówce Małej w Katowicach, miał wrócić do domu o godz. 19, ale wysłał mamie sms, w którym poprosił o zgodę na przedłużenie zabawy o pół godziny. Mama się zgodziła, Sebastian jednak nie wrócił do domu i nie nawiązał już kontaktu z bliskimi, wtedy mama chłopca zawiadomiła policję.

Potencjalnego sprawcę udało się wytypować następnego dnia, na podstawie analizy zapisu kamer monitoringu, które zarejestrowały samochód marki ford w pobliżu placu zabaw. Po kilkudziesięciu minutach od wytypowania numerów rejestracyjnych policjanci pojazdu dotarli do jego właściciela. Okazał się nim 41-letni mieszkaniec Sosnowca. Mężczyzna został zatrzymany, a w rozmowie ze śledczymi przyznał się do uprowadzenia, a następnie zabójstwa 11-latka.

Ciało Sebastiana zamierzał zalać betonem

Wkrótce policjanci odnaleźli ciało dziecka - było ukryte na budowie w sosnowieckiej dzielnicy Niwka - kilka kilometrów od Dąbrówki Małej, gdzie chłopiec mieszkał. Do sąsiedniego Sosnowca sprawca zawiózł go samochodem. Miejsce ukrycia zwłok M. wskazał tuż po zatrzymaniu. Sebastian po uprowadzeniu był prawdopodobnie przetrzymywany w kilku różnych miejscach. W jednym z nich został zamordowany, a potem przewieziony na budowę, gdzie - jak podały media - sprawca zamierzał ciało dziecka zalać betonem. Prokuratura nie odnosi się do tych szczegółów.

W postępowaniu od początku brane było pod uwagę seksualne tło zbrodni. Także tego prokuratura nie chce komentować, tłumacząc to dobrem postępowania. Według nieoficjalnych informacji, 41-latek jest sosnowieckim optykiem, po rozwodzie, ma dwoje dzieci. Był już znany policji.

W 2008 r. Siemianowicach Śląskich porwał inne dziecko, zrobił mu nagie zdjęcia, po czym wypuścił. Stanął przed tamtejszym sądem pod zarzutami uprowadzenia małoletniego, posiadania i rozpowszechniania treści pornograficznych z udziałem małoletniego, a także paserstwa programów komputerowych. Nie kwestionował swojej winy i dobrowolnie poddał się karze. 

W kwietniu 2009 r. sąd wydał wobec niego wyrok bez przeprowadzenia rozprawy - dwóch lat więzienia w zawieszaniu na pięcioletni okres próby. Jak wynika ze źródeł policyjnych, poza tamtą sprawą, w związku ze znęcaniem się nad żoną od 2018 r. M. miał zakaz zbliżania się do rodziny.