Nie możemy pozwolić sobie na drugą Niceę - mówił dziś w Bundestagu szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer. W tym samym czasie w Urzędzie Kanclerskim Aleksander Kwaśniewski i Gerhard Schröder próbowali znaleźć wspólny europejski język.

Niemcy popierają system przewidujący, że decyzje w Radzie UE zapadać będą przy poparciu co najmniej połowy państw Unii, które muszą reprezentować minimum 60 proc. ludności UE. System ten jest korzystny dla największych państw, przede wszystkim dla 82-milionowych Niemiec.

Nicejskiego systemu głosowania bronią Polska i Hiszpania. Daje on obu krajom po 27 głosów - tylko o dwa mniej niż Niemcom i Francji. Warszawa i Madryt domagają się też przyjęcia zasady: jeden kraj - jeden komisarz. Dzisiejsze rozmowy w Berlinie jeszcze raz utwierdziły, że jutro w Brukseli nie będzie łatwo i spotkanie może zakończyć się fiaskiem.

Gdybym miał dzisiaj prorokować, to przy rzeczywiście tak sztywnym stanowisku niemieckim i przy tak zdecydowanym i dobrze umotywowanym stanowisku polskim nie widać możliwości porozumienia - powiedział Kwaśniewski.

Na pytanie niemieckich dziennikarzy, dlaczego Polska tak zdecydowanie obstaje przy swoim stanowisku, Kwaśniewski odparł: Jesteśmy przeciwni takiej koncepcji, że w Nicei zaproszono nas do wspólnej europejskiej gry w piłkę nożną, a tuż przed rozpoczęciem meczu informuje się nas, że ma to być koszykówka.

Twarde stanowisko zajmują też Niemcy, a rząd popierają wszystkie siły polityczne: Brak rezultatu jest lepszy niż zły rezultat, który opóźni o całe lata działalność UE lub ją uniemożliwi - mówił Joschka Fischer w Budenstagu. Opozycja popiera rząd, ale gani za arogancki stosunek do Polski, którą – jak podkreślają – trzeba zrozumieć.

15:45