Ranny polski "Jastrząb" wylizał rany i poleciał dalej. Reporter RMF FM Adam Górczewski ustalił, że F-16, który w zeszłym tygodniu utknął w pół drogi na ćwiczenia na Alasce, dotarł w końcu do celu.

Baza Bangor na wschodnim wybrzeżu USA miała być tylko drugim międzylądowaniem w drodze na manewry Red Flag. Okazało się jednak, że dla jednego z myśliwców postój musi być dłuższy. Według pierwszej oficjalnej wersji chodziło o problem z ogumieniem. Teraz wojsko informuje, że była konieczność "sprawdzenia jednego z systemów". Niezależnie od powodu postój trwał kilka dni. Wczoraj jednak oba F-16 poleciały dalej. Oba, bo dla asysty został też drugi samolot.

Para "Jastrzębi" doleciała już do bazy Eielson i od dziś będzie brała udział we wstępnych ćwiczeniach, które dla reszty F-16 trwają już od poniedziałku. Główne międzynarodowe manewry Red Flag startują 7 czerwca.

O awarii wojsko informuje niechętnie

W ubiegłym tygodniu osiem "Jastrzębi" z podpoznańskich Krzesin szumnie odlatywało w stronę USA. O awarii jednego z nich nikt jednak nie wspomniał. Informacja o usterce jest zresztą niechętnie potwierdzana, a jej szczegóły stanowią niemal tajemnicę.

W ćwiczeniach na Alasce weźmie udział sześć pozostałych polskich maszyn. Najważniejsze manewry, pod kryptonimem "Red Flag", zaczną się 7 czerwca. To prawdopodobnie najważniejsze ćwiczenia w pięcioletniej historii polskiej bazy F-16. Poleciało na nie aż 100 osób z Polski, ponieważ oprócz załóg "Jastrzębi" do Stanów wyruszyli także żołnierze z grupy obsługi (maintenance) oraz planiści, chronometrażyści, personel sekcji life support i kontroler ruchu lotniczego z bazy w Krzesinach. Na miejscu są też piloci z Łasku oraz personel latający samolotu Hercules z Powidza.

W "Red Flag" wezmą także udział powietrzne armie Stanów Zjednoczonych, Japonii, Niemiec, Australii oraz personel samolotu wczesnego ostrzegania i dowodzenia AWACS.