"To oszczędzanie kosztem bezpieczeństwa" - alarmują związkowcy w związku z działaniami Polskiej Grupy Górniczej, która ogranicza liczbę ratowników w kopalni "Ruda" w Rudzie Śląskiej. To zakład, który powstał z połączenia trzech kopalń. Łącznie pracuje tam teraz ponad 400 ratowników. Po zmianach ma ich być około 240.

To nie jest tak, że ratownik górniczy przychodzi do pracy i oczekuje od stacji ratowniczej, siedząc, czy coś się wydarzy w danej kopalni. Praca ratownika w dzisiejszych czasach polega na tym, że górnik fedruje węgiel w ścianie, natomiast ratownik w międzyczasie doszczelnia zroby, montuje rurociągi. Oczywiście ratownicy w momencie zagrożenia na miejscu mają cały sprzęt ratowniczy, który jest potrzebny, aparaty i wtedy idą z pomocą zagrożonym górnikom - mówi o obawach pracowników Paweł Wyciślok ze Związku Zawodowego Ratowników Górniczych.

Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej odpowiada: Liczba ratowników będzie dostosowana do przepisów związanych z bezpieczeństwem pracy. Nie ma mowy o tym, że tych ratowników będzie za mało ani o tym, że bezpieczeństwo pracy na tym ucierpi. 

O kłopotach ratowników mówił pod koniec listopada, po wypadku w kopalni "Rudna" w Polkowicach Andrzej Herzog, były ratownik górniczy i wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Górniczych zaznaczył: Polskie ratownictwo jest bardzo często stawiane na świecie za przykład. Chociaż ostatnie czasy kryzysowe zaburzają nam ten wizerunek, bo zarządzający próbują oszczędzać na ratownikach. TUTAJ ZNAJDZIECIE CAŁĄ ROZMOWĘ


(mal)