Jeden z siedmiorga oskarżonych w procesie dotyczącym korupcji w Ministerstwie Finansów przyznał się do przyjmowania gotówki i prezentów. Sławomir M. zaprzeczył jednak, by żądał łapówek. Prawie dwa lata temu pod zarzutem korupcji zatrzymano grupę urzędników resortu finansów. Oskarżeni mieli za łapówki załatwiać zwolnienia podatkowe dla firm.

Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście Sławomir M. zapewniał, że wszystkie decyzje, które podpisywał z upoważnienia ministra, były zgodne z prawem. Tłumaczył, że jako główny specjalista, a potem szef w departamentach związanych z podatkami, miał prawo interpretować przepisy.

Sławomir M. przyznał, że inny oskarżony w tym procesie - Tomasz J. – wręczył mu 5 tys. zł "w ramach podziękowania za wydanie interpretacji podatkowej". Zaprzeczył jednak, by domagał się tych pieniędzy. Oskarżony zakwestionował również wysokość otrzymanych kwot. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie ok. 200 tys. złotych.

M. mówił także, że od przedsiębiorcy mięsnego Henryka Stokłosy otrzymywał "prezenty w postaci paczki wędlin i butelki alkoholu", a od innego przedsiębiorcy kilka razy dostał wędzone węgorze i alkohol. Proces ruszył na początku marca br. Siedmiu oskarżonych usłyszało łącznie 46 zarzutów. Grozi im do 12 lat więzienia.

Głośne zatrzymania urzędników - wyprowadzanych z siedziby resortu w kajdankach - miały miejsce w maju 2006 r. Ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek mówił, że ujawnienie "układu" było możliwe dzięki zatrzymaniu w grudniu 2005 r. grupy przestępczej Janusza G., ps. Graf. W styczniu 2006 r. sprawę przejęło Centralne Biuro Śledcze, dzięki czemu doszło do rozpracowania urzędników ministerstwa.