Wojskowe ćwiczenia w czasie, gdy Polska finalizuje rozmowy gazowe z Rosją, to zbieg okoliczności - tak resort obrony komentuje doroczne manewry o kryptonimie Anakonda. Punktem wyjścia ćwiczeń jest założenie, że wrogowie ze Wschodu chcą uzależnić energetycznie kraj zwany Wislandią. MON przekonuje, że manewry nie powinny mieć wpływu na żadne kontakty międzynarodowe.

Zobacz również:

Rzecznik resortu Janusz Sejmej tłumaczy, że w scenariuszu ćwiczeń nie ma mowy o działaniach ofensywnych. Zakres ćwiczeń dotyczy tylko i wyłącznie działań obronnych, nie zaczepnych, i nie sądzę, by miało to jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się w polityce międzynarodowej. Nie dopatrywałbym się tutaj żadnych powiązań - podkreśla Sejmej.

Pytany, czy informowaliśmy Rosjan o scenariuszu manewrów, odpowiada, że jest on jawny. Pytanie, czy powinniśmy mieć konsultacje z Rosjanami na ten temat, skoro one (ćwiczenia) dzieją się na terenie naszego kraju i dotyczą działań wewnętrznych, czyli obronnych - podkreśla rzecznik.

Co ciekawe, w zeszłym roku po gigantycznych manewrach rosyjsko-białoruskich ZAPAD 2009 przy naszej granicy protestowało polskie MSZ. Scenariusz zakładał obronę przed napaścią NATO.