Sześć i pół roku pozbawienia wolności za nieświadome przejechanie młodego człowieka i nieudzielenie mu pomocy. Sąd w Gdańsku zmniejszył karę dla taksówkarza skazanego za wydarzenia sprzed pięciu lat.

Studenta Bartka Starczewskiego pobiło trzech młodych bandytów i nieprzytomnego pozostawiło na ulicy. Po mężczyźnie przejechała taksówka. Student zmarł w szpitalu.

Kierowca Jerzy P., który nie zatrzymał się po wypadku, został skazany na 10 lat więzienia. Dziś sąd, zmniejszając wyrok, uznał, że taka kara była zbyt surowa dla człowieka, który popełnił przestępstwo nieumyślnie.

Wyrokiem oburzona jest rodzina ofiary, która uważa, że za takie przestępstwo taksówkarz powinien otrzymać najwyższy wymiar kary, czyli 12 lat więzienia. To żałosny i karygodny wyrok. Młody człowiek ginie, a sąd wydaje taki wyrok. To prawo jest liberalne i obojętne dla ofiary, a także jego rodziny, takiej jak my. Zmagamy się z tym koszmarem już pięć lat - powiedział brat ofiary Jakub Starczewski, który wraz z matką był podczas procesu oskarżycielem posiłkowym.

Najbliżsi zapowiedzieli, że złożą wniosek o kasację. Dziś na sali sądowej była matka i brat Bartka.