Żuraw budowlany uniemożliwiający lądowanie śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przy szpitalu Narutowicza w Krakowie zostanie rozebrany. Prywatny deweloper – firma Angel Poland – ugiął się pod naciskiem urzędu wojewódzkiego. Spór nie został jednak całkowicie zażegnany.

Żadne śmigłowce nie mogą lądować przy krakowskim szpitalu Narutowicza od ubiegłego wtorku.

Żuraw budowlany, który powstał niedaleko szpitalnego lądowiska, ma zostać rozebrany w najbliższą sobotę.

Jak zauważa jednak reporter RMF FM Marek Wiosło, nawet z takiej decyzji inwestor tłumaczy się kuriozalnie, twierdząc, że nie wiedział, iż szpital walczy z pandemią koronawirusa.

"Podkreślamy, że do momentu postawienia dźwigu na placu budowy nie poinformowano nas o możliwym zapotrzebowaniu na transport drogą lotniczą osób zakażonych Covid-19" - mówi Marcin Kaznowski, dyrektor techniczny Angel Poland Group, cytowany w oświadczeniu inwestora.

"Mimo wielokrotnych prób kontaktu z dyrekcją szpitala z naszej strony na żadnym etapie nie otrzymaliśmy od niej informacji, w jakim zakresie miało być wykorzystywane lądowisko w związku z pandemią koronawirusa" - dodaje.

Inwestor zamierza złożyć do sądu pozwy przeciwko inspektoratowi budowlanemu za poniesione koszty: ten bowiem kazał mu rozebrać dźwig, by na czynnym lądowisku mogły lądować śmigłowce.

To jednak nie kończy sporu. Jak mówi wojewoda małopolski Łukasz Kmita, trzeba sprawdzić legalność pozwoleń.

"Sprawa jest mocno skomplikowana. Czekamy na rozstrzygnięcia sądowe. Najważniejsze dla mnie było to, żebyśmy mogli wznowić operacje lotnicze, jeśli chodzi o LPR" - podkreśla Kmita.

Jak podaje wiceprezydent Krakowa Andrzej Kulig, ostatecznie kwestię wydanych pozwoleń rozstrzygnąć ma - do końca kwietnia - główny inspektor nadzoru budowlanego.

"Świadczy to też w jakimś stopniu o deweloperze, który wiedząc o tym, że te helikoptery, które tam lądują, ratują często ludziom życie, stawia tego typu żurawie - myślę, że tutaj ocena moralna należy do każdego z nas" - podsumowuje Andrzej Kulig.

Opracowanie: