Mężczyznę leżącego w pojemniku na odpady zauważyła załoga śmieciarki w czasie pracy na Pradze-Północ. Zawiadomili straż miejską, która wydobyła go z kosza. Strażnicy wezwali pogotowie ratunkowe, które zawiozło pijanego pacjenta do szpitala.

Załoga śmieciarki dokonała szokującego odkrycia przy ulicy Markowskiej na Pradze-Północ. Podczas opróżniania koszy na śmieci pracownicy zauważyli skulonego mężczyznę w pojemniku na bioodpady. Przerażeni zadzwonili po pomoc do straży miejskiej.

Natychmiast podjęto interwencję. Już po kilku minutach funkcjonariusze potwierdzili, że mężczyzna żyje, jednak nie mogli go dobudzić i wydostać - powiedział Jerzy Jabraszko ze straży miejskiej. W końcu udało się im delikatnie położyć pojemnik na boku i wydostać mężczyznę.

Jak podała straż miejska, czuć było od niego alkohol. Nie odpowiadał na pytania, powtarzał tylko bełkotliwie, żeby być cicho. Próby nawiązania rozmowy nie przyniosły rezultatu - zrelacjonował Jabraszko. Strażnicy wezwali pogotowie ratunkowe.

Podczas oczekiwania na przyjazd karetki mężczyzna robił się coraz bardziej agresywny, więc strażnicy musieli mu założyć kajdanki. Po przyjeździe karetki trafił w ręce ratowników, którzy rozpoczęli badanie, wtedy zaczął wydawać z siebie dźwięki przypominające szczekanie.

Na prośbę ratowników pozostał w kajdankach, aż do momentu, gdy zaczęły działać leki uspokajające. Został przewieziony do szpitala.