Dziś lany poniedziałek. W Faktach RMF FM mówimy dużo o laniu wody - dosłownie i w przenośni. Kto, kiedy i dlaczego leje wodę, i co z tego wynika? Kto się cieszy z lania wody, a dla kogo jest to udręką?

Lanie wody to jest często taka czy inna rozbudowana wypowiedź. Ona jest poprawna gramatycznie, więc o tej strony nie można jej nic zarzucić, ale nie ma tam żadnej treści. Od tego lania wody powstał też złożony rzeczownik "wodolejstwo", bo nie ma tam konkretu, żadnych namacalnych treści - mówi reporterowi RMF FM prof. Jan Miodek z Uniersytetu Wrocławskiego. Myślę, że lanie wody w znaczeniu mówienie nie bardzo merytorycznie to polska specjalność - zaznacza językoznawca.

Warto podkreślić, że świąteczna tradycja lania wody, której nazwa pochodzi z języków germańskich, to śmigus dyngus, a nie "śmingus dyngus", jak często błędnie mówimy.

Kto najczęściej leje wodę?

Hydraulicy, strażacy i politycy - wykonawcy tych zawodów zdaniem słuchaczy RMF FM najczęściej leją wodę. Prym wiodą "wybrańcy narodu". Więcej mówią niż robią - mówi reporterowi RMF FM jedna z mieszkanek Olsztyna. Mówią dużo rzeczy, z których nigdy nic nie wynika - zaznacza druga olsztynianka.

W jaki sposób leją politycy?

Myli się srodze ten, kto myśli, że wodę w polityce leje się lekko, łatwo i przyjemnie. Są owszem tacy, którym lanie przychodzi bez trudu i sprawiają wrażenie, jakby lali od kołyski, ale są i tacy, którzy lania wody uczą się z trudem - leją bez wdzięku i z wysiłkiem. Patrząc czasami, jak ciężko leje się prezydentowi, jak głęboko przy tym wzdycha i z jakim bólem rozgląda się po sali, można dojść do wniosku, że lanie to nic przyjemnego. Co ciekawe, tych problemów nie ma jego brat-bliźniak, który jeśli leje, to barwnie i zawsze bez kartki.

Lejąc męczy się szef klubu parlamentarnego PO Grzegorz Schetyna, który lanie umila sobie często wyszukiwaniem i strzepywaniem ze stołu paprochów i okruszków. W laniu monotonny jest Zbigniew Ziobro, bo on każde zdanie lania rozpoczyna od słów: "Kiedy ja byłem ministrem sprawiedliwości". Jego koledzy z Brukseli - Jacek Kurski czy Tadeusz Cymański - leją hożo, choć ten pierwszy leje często i gęsto wodą ciężką.

Niedościgłym mistrzem lania jest Donald Tusk, który nawet jeśli lejąc niczego nie naleje, to pozostawia słuchaczy z wrażeniem, że lał z gracją i był do lania świetnie przygotowany. Wśród polewaczy mamy kategorię specjalną, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Gdzie bowiem umieścić Nelly Rokitę z jej laniem szczebiotliwym, a językowo niezwykłym, czy Janusza Palikota, który leje na oślep tak bardzo, że czasami poleje przeciwnika, czasami kolegę i często samego siebie?

Wodę leje nierzadko także minister, który odpowiada za lanie, ale… asfaltu. Cezary Grabarczyk niezbyt często zaszczyca nas swoją obecnością w radioodbiornikach i telewizorach. Kiedy jednak decyduje się na publiczny występ, sypie obietnicami jak z rękawa. O autostradach, "ekspresówkach", obwodnicach - i właściwie może tak bez końca.

Hydraulikom wraz z wodą płyną pieniądze

Politycy leją wodę, choć nie powinni. Strażacy leją, bo muszą. Młodzi chłopcy leją, licząc na poderwanie dziewczyny, choć te - z oblania - nie zawsze się cieszą. Z lania wody cieszy się zawsze hydraulik, bo wraz z wodą płyną pieniądze.

W śmigus dyngus zużywamy więcej wody?

Reporterka RMF FM Barbara Zielińska sprawdzała, czy śmigus dyngus spowodował większe zużycie wody we wrocławskich wodociągach. Jak się jednak okazało, wodomierze w miejskich wodociągach niczego takiego nie pokazują. Wrocławianie po prostu wyjeżdżają z miasta i tak wody nie zużywa się więcej w lany poniedziałek - tłumaczy rzecznik tej instytucji. Nie ma też raczej mowy o tym, by nielegalnie podłączyć się do miejskiego źródła wody.