Jeszcze przez wiele lat nie poznamy wszystkich okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Jeżeli w ogóle to kiedyś nastąpi... Upływający czas, kolejny prokurator i pojawiające się nowe, coraz bardziej szokujące hipotezy nie ułatwiają śledztwa. Na razie nie do przyjęcia dla wielu środowisk mogą być ustalenia, że tego zabójstwa po prostu... nikt nie planował. Księdza zamordowali, choć chcieli tylko postraszyć. 19 października mija 33. rocznica śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

SB-ecy chcieli dokuczyć kapłanowi, ale w pewnym momencie stracili kontrolę na sobą i nad sytuacją. W efekcie zabili księdza - mówią nieoficjalnie osoby znające akta sprawy. Plan Służby Bezpieczeństwa, jeżeli jakiś w ogóle był, nie zakładał morderstwa. Niestety, taka teza nie znajdzie akceptacji w wielu środowiskach, a kolejne, nowe teorie przypominają hipotezy, jakie do dzisiaj powstają po zabójstwie prezydenta J.F. Kennedy'ego.

FAKTY

Księdza Jerzego Popiełuszkę - duszpasterza ludzi pracy, kapelana Solidarności - zamordowali funkcjonariusze SB w nocy z 19 na 20 października 1984 roku. Kapłana porwano, kiedy wracał po odprawieniu mszy w Bydgoszczy. Ale szeroki atak na księdza - jeszcze nie fizyczny - trwał od wielu miesięcy. Takie zachowania jak rewizje, wezwania na komendę MO, podrzucanie kompromitujących materiałów, areszt, groźby, rozpowszechnianie plotek stały się codziennością. Został ślad w teczce ewidencyjnej Popiełuszki. 

Działania komunistów wobec Kościoła, a co za tym idzie księdza Popiełuszki, spotęgowane zostały już po zniesieniu stanu wojennego. Do tego czasu władza wyraźnie uspokajała nastroje. Potem jednak konfrontacja, także ta fizyczna, stała się nieuchronna.  

Wszystko to dostrzegali hierarchowie Kościoła. We fragmencie  dokumentu Sekretariatu Episkopatu Polski z grudnia 1983 r piszą:

Cytat

Opinia społeczna uważa, że kampania przeciwko Kościołowi w Polsce zaczęła się po wystąpieniu w Telewizji Radzieckiej kierownika Wydziału Informacji Międzynarodowej KC KPZR - Zamiatina, który w ostrej formie zaatakował Kościół i Ojca Świętego w krótkim okresie po II pielgrzymce Papieża do Polski. [...] To sprawia, że upowszechnia się przekonanie, iż Rząd PRL po rozwiązaniu problemu »Solidarności« przystępuje obecnie do rozprawy z Kościołem. Zaprzeczenia rzecznika prasowego Rządu [Jerzego Urbana] w tej sprawie nie przekonały nikogo [...].

Potwierdzeniem tezy o szukaniu przez komunistów starcia z Kościołem katolickim jest notatka grupy analityków ze Stasi z końca września 1983 r., oparta na sygnałach nadsyłanych przez członków kierownictwa PZPR i rządu PRL: "Według wewnętrznej oceny odpowiedzialnych za politykę kościelną kręgów rządowych [PRL], siły prawicowe w kierownictwie Kościoła, część solidarnościowego podziemia i inne siły ekstremalne zbliżone do kleru są obecnie nadzwyczaj zaineresowane wybuchem otwartego konfliktu pomiędzy państwem a Kościołem".  

Kościół - jak widać - zauważył problem, nie wiedział jednak, że to dopiero początek ofensywy przeciwko niemu. Działania komunistów nie pozostawiały złudzeń. Zaprzestano prac nad projektem ustaw regulujących status prawny Kościoła, ataki w prasie stały się codziennością, zastraszanie, a nawet pobicia księży wpisały się w krajobraz walki z Kościołem. Księża Stanisław Małkowski, Kazimierz Jancarz, Adolf Chojnacki czy Tadeusz Isakowicz-Zalewski to ofiary zmiany podejścia władz do Kościoła katolickiego.

O KSIĘŻACH, KTÓRZY ZGINĘLI ZA WIARĘ, PRZECZYTACIE NA PORTALU STACJA7>>>


W ogniu tej propagandowej walki, kluczową postacią stał się ksiądz Jerzy Popiełuszko. Jego kazania, spotkania z wiernymi, które zamieniały się w patriotyczne demonstracje, powodowały frustrację władzy. Władzy, która nie potrafiła poradzić sobie słowem, argumentami był siła. 

Co ważne, Popiełuszko choć był jednym z wielu "niepokornych księży", jednocześnie stał się symbolem oporu. I to na jego osobie zaczęły koncentrować się przekazy komunistycznej propagandy, to on stawał się "bohaterem" reżimowych mediów. To w końcu o nim zaczęto głośno mówić nie tylko na naradach SB Departamentu IV w Warszawie, ale też w MSW w czasie narad u generała Kiszczaka. W pewnym momencie nazwisko "Popiełuszko" zawierało w sobie wszystko czego z jednej strony bała się, a z drugiej nienawidziła komunistyczna dyktatura.

Kiedy w 1984 roku na kolejnej odprawie ktoś rzucił hasło... "trzeba go uspokoić" - trafiło to na podatny gruntu. Ale czy słowo "uspokójcie" , "załatwcie tę sprawę" oznacza zabójstwo? 

Analizujący materiały, tomy akt, prokuratorzy są podzieleni. Dla jednych był to czytelny sygnał, popchnięcie do morderstwa. Wręcz rozkaz. Inni jednak patrzą zupełnie inaczej.

Owszem mógł znaleźć się ktoś radykalny, ktoś kto chciał się maksymalnie wykazać i tutaj nawet morderstwo mogło być rozważane - mówi osoba znająca akta sprawy, ale rozważano też inne metody; straszenie, donosy, oczernianie, czy nawet pobicie. Chodziło o różne środki - ważne, by efekt był osiągnięty, czyli by ksiądz się uspokoił. Niestety tragiczny finał był taki, że próba uspokojenia zakończyła się śmiercią kapłana. Do dzisiaj nie ma żadnych nowych dowodów, by było inaczej.

OSACZENIE I ŚMIERĆ  

Pajęczynę prowokacji rozciągnięto bardzo misternie. Sieć tajnych donosicieli pracowała pełną parą, a kontrowersje z księdzem w roli głównej stały się codziennością. Popiełuszce zakazano na dwa lata wyjeżdżać z kraju, podwojono lub nawet potrojono liczbę agentów, zaczęto inwigilować bliskich i współpracowników. 

NIE WSZYSTKIM BY SIĘ PODOBAŁ. ROZMOWA Z KARD. NYCZEM O KS. JERZYM POPIEŁUSZKO >>>

Podrzucano mu kompromitujące materiały, w grudniu 1983 r. wezwano go z kolei na przesłuchanie i zatrzymano na 48 godzin. W ramach zbierania dowodów rzeczowych przez prokuraturę SB skonfiskowała materiał filmowy nagrywany przez zachodnią telewizję na terenie świątyni. Nagonka miała doprowadzić do jednego - zmusić księdza do wyjazdu do Rzymu. Nie udało się, Jerzy Popiełuszko chciał zostać i został w Polsce. I dla władzy stał się ikoną protestu. Ale też dla ludzi z reżimowego aparatu uosobieniem solidarnościowego oporu w Kościele. 

19 października 1984 r. ks. Popiełuszko został zaproszony do parafii p.w. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Spotkanie kończy wymownymi słowami; "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy". Wieczorem wraca do Warszawy, na drodze do Torunia niedaleko miejscowości Górsk, Jerzy Popiełuszko wraz ze swoim kierowcą Waldemarem Chrostowskim zostają uprowadzeni przez funkcjonariuszy MSW. 

Jeden z porywaczy przebrany w mundur milicji, dwóch pozostałych w cywilnych ubraniach w czasie pozorowanej kontroli drogowej zabierają księdza. W zamieszaniu kierowcy Chrostowskiemu udało się wyskoczyć z kabiny samochodu i uciec z rąk oprawców. Popiełuszkę skrępowano i włożono do bagażnika. 

Co działo się dalej - wiemy tylko z relacji z procesu toruńskiego, kiedy szczegółowe wyjaśnienia składali mordercy. Księdza bito, a później zaczęto katować. Robiąc przerwy, co najmniej pięć razy masakrowano ciało. Obrażenia były potworne. Nie ma wątpliwości, że ksiądz Jerzy był torturowany. Bestialstwo sprawców nie znajduje wytłumaczenia.


Cytat

Moim zdaniem SB-ecy spanikowali, początkowa próba "uspokojenia" księdza wymknęła się im spod kontroli, również bicie stało się sposobem na odreagowanie. Ks. Jerzy wyrywał się, uciekał, a oni go gonili, później związali i dalej bili

- opowiada osoba znająca akta sprawy. To nie miało sensu, to nie było zaplanowane zabójstwo. A cała trójka morderców to dyletanci, w czasie porwania w pewnym momencie emocje wzięły górę nad racjonalnym myśleniem. Ksiądz już nie żył, a zwłoki wrzucono do zalewu (sekcja zwłok nie wykazała, że przyczyną było utonięcie).

Ciało księdza Jerzego wyłowiono 30 października z zalewu na Wiśle koło Włocławka. Zbadano w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku pod kierunkiem prof. Marii Byrdy. W czasie sekcji wykazano ślady torturowania.

W tzw. "procesie toruńskim", który trwał od 27 grudnia 1984 r. do 7 lutego 1985 r. przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu, trzej oficerowie MSW: kpt. Grzegorz Piotrowski - naczelnik wydziału I Departamentu IV, por. Leszek Pękala i por. Waldemar Chmielewski - zostali oskarżeni i skazani za uprowadzenie, torturowanie i zabójstwo, zaś ich przełożony - płk Adam Pietruszka zastępca dyrektora Departamentu IV MSW - za sprawstwo kierownicze zbrodni.

Prokuratura zażądała kary śmierci dla Piotrowskiego oraz kar więzienia dla pozostałych oskarżonych.  Sąd nie orzekł kary śmierci, wymierzył funkcjonariuszom SB kary więzienia od 14 do 25 lat. Proces ten, podobnie jak następny dotyczący tej sprawy, a obejmujący jako oskarżonych gen. Władysław Ciastonia i gen. Zenona Płatka (pierwszy został uniewinniony, a drugi zmarł w trakcie procesu), nie ujawnił okoliczności i inspiratorów zbrodni, co budzi do dziś liczne dyskusje.

HIPOTEZY BEZ DOWODÓW

Setki tomów akt zgromadzono w sprawie śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Kilku prokuratorów od ponad 30 lat próbuje ustalić, czy skazani w procesie toruńskim to wszyscy odpowiedzialni za śmierć kapłana Solidarności. Wciąż nie ma odpowiedzi na pytanie; czy była to zbrodnia z przypadku, czy zaplanowany od początku do końca jeden z najbardziej tragicznych mordów czasów komunistycznych.

Emocje i spiskowe teorie nie służą wyjaśnieniu sprawy. Od 1984 co roku pojawiaj się wciąż nowe informacje, nowe materiały. Ale te przeanalizowane są cały czas skrupulatnie weryfikowane. Np. teoria o tym, że ciało znaleziono wcześniej.

Nieprawda - mówi osoba znająca materiał. A jak ktoś dokładnie słuchał relacji z procesu toruńskiego, to wie, że Piotrowski sam puścił taki wątek, ale potem sam się z tego wycofał. To gdybanie bez materiału dowodowego. Podobnie ciężko potwierdzić informację o tym, że księdza więziono w tajnej bazie. Tego też nie ma w aktach.

Cytat

Co więcej, dzisiaj niektóre pojawiające się w przestrzeni medialnej hipotezy to te, które tuż po porwaniu i zamordowaniu księdza rozpuszczał pułkownik Piotrowski. Matactwo SB sprzed ponad 30 lat trafia dzisiaj na podatny grunt. Niektóre narracje jak wersja o porwaniu, ucieczce, przetrzymywaniu w jednostce radzieckiej w Toruniu, czy uprowadzeniu przez KGB to owoce działań SB, a dokładnie zespołu Piotrowskiego. Dzisiaj, pomimo wcześniejszej weryfikacji i braku dowodów są dalej rozpuszczane. Po co?

***

Anonimowy prokurator, który zna akta śledztwa nie kryje irytacji pytany o pojawiające się co chwilę nowe hipotezy. W rozmowie przyznaje, że do dzisiaj trudno ustalić wszystkie okoliczności, a część jest w ogóle nie do potwierdzenia.  

Panie prokuratorze, czy nie zlekceważono wątku związanego z kierowcą, czy nie powinno się go dogłębnie wyjaśnić.  Bardzo wiele osób twierdzi, że Waldemar Chrostowski był agentem?

Wątek kierowcy jest czysty i jasny. Wyjaśniony dogłębnie. Po pierwsze nie ma żadnych dowodów świadczących, że auto jechało z prędkością ponad 100 km/h, kiedy kierowca księdza wyskoczył z samochodu. Nie ma takich informacji! Może auto jechało z prędkością maksymalnie  60-70 km, ale kto to mówi? Ludzie SB! Podobnie informacja, że Chrostowski był zwerbowany, została zweryfikowana. Nie ma tego. Nie ma dowodów. Sprawa księdza Jerzego była prowadzona pod kryptonimem "Popiel". Prowadzono rozpracowanie i wtedy pojawił się w kręgu znajomych Chrostowski i jemu dano kryptonim "Desperat". Ale przypomnę to normalna rzecz jak w każdej innej sprawie. Nadanie mu kryptonimu nie oznaczało, że był to Tajnym Współpracownikiem.

Są też informacje, że przeprowadzono dwie sekcje księdza?

Bzdura, gdyby tak było, że była sekcje we Włocławku, to dlaczego w Białymstoku nie stwierdzono, że ta sekcja była wcześniej. Był przecież niezależny medyk, był też adwokat Olszewski. I nikt tego nie potwierdza.

Niektórzy twierdzą, że ciało znaleziono wcześniej...

Też nieprawda, w aktach sami prokuratorzy sobie zaprzeczają. Podają różne konfiguracje osobowe, ale nikt tego nie  potwierdza. W końcu sami mówią, że nic takiego nie miało miejsca.

A informacja, że księdza 5 dni więziono i torturowano?

To, że torturowano, nie ma wątpliwości, ale bzdurą jest powielanie informacji o więzieniu przez 5 dni. Nie ma takich śladów i dowodów. Są natomiast niewiarygodne zeznania na przykład, że ktoś widział, jak ciało księdza wrzucano do zalewu. Tylko, że świadek widział to w nocy, z odległości - UWAGA! - 300 metrów. To przecież niemożliwe. Ktoś inny słyszał plusk i twierdzi, że to dowód na wrzucanie ciała księdza do wody.

Dlaczego wciąż pojawiają się nowe teorie, hipotezy? Czy są  nowe materiały?

Nie, materiały są cały czas takie same, a interpretacje prowadzą do zamieszania, podniecenia, zasiania wątpliwości.

A czy SB-ecy mieli  plan zabójstwa?

Moim zdaniem nie, nigdzie nie ma tego w aktach. Zamiar zabójstwa zatrzymuje się na Piotrowskim, a w przypadku Pietruszki to jest tylko pomówienie Piotrowskiego. Takie są twarde dowody. Nie ma żadnych materiałów świadczących o tym, że Pietruszka im kazał. Wyżej po prostu nie ma nikogo.  

A międzynarodowy spisek?

Bzdura. Nie ma żadnych dowodów. To głupota. To legenda kiedyś puszczona i teraz gdzieś krąży.

A czy ksiądz Jerzy miał wyjechać do Rzymu?

Nie, też nieprawda, bo jeżeli profesor Łopatka jest przesłuchany i mówi, że nigdy w rozmowach z Kościołem nie było informacji, że Popiełuszko miał jechać do Rzymu? Nigdy.

Ale Popiełuszko był wyjątkową postacią...

Bez wątpienia. Ale pamiętajmy, że byli też inni, równie radykalni księża. Przypominam, jaka była sytuacja wtedy. Wszyscy w MSW mówili, jaki to Popiełuszko jest zły, niedobry. Jeżeli ktoś cały czas o kimś źle mówi, to inni może pomyśleli, że trzeba się było czymś wykazać. Na pewno pojawiały się sugestie; weźcie uspokójcie go, załatwcie tą sprawę. Załatwili, jak wiemy z akt.

Czy szukamy nowych mocodawców?

 To nie jest proste. Nie ma dowodów i raczej nie będzie.

Kiszczak, pana zdaniem, wcześniej dowiedział się, że ksiądz nie żyje?

 Wiedział szybciej i już grał całą sprawą. Wręcz planował. To może i dywagacje. Można było postawić zarzut za porwanie i nic więcej. Ale poszedł szerzej. Pamiętajmy, że przecież ciało mogło się nie znaleźć. Jak się patrzy na to, w jakich okolicznościach ci trzej oficerowie MSW: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski zamordowali księdza - to z punktu widzenia zabójcy to jakaś dziecinada, swoisty brak profesjonalizmu. To pokazuje, że więcej było przypadku niż planu.

A sam proces w Toruniu?

Cały proces i postępowanie było w gestii MSW. To tam napisano scenariusz. Jeżeli ktoś myślał, że tam na sali sądowej wszystko toczyło się naturalnie to jest w błędzie. To była misterna układanka. Punkt po punkcie. Sam sprawca, czyli MSW, rozwikłało swoją sprawę. Bo sprawcą  było przecież  MSW.

Dzisiaj w 2017 roku może trzeba już definitywnie zamknąć śledztwo i powiedzieć jasno; dysponując materiałem, który mamy nie odpowiemy uczciwie na podstawowe pytania związane ze śmiercią księdza Jerzego. Wypadek SB, czy może prowokacja, a może działanie obcych służb. Kto tak naprawdę stał za śmiercią księdza, kto oprócz czterech SB-eków powinien stanąć przed sądem.

***

Przypomnę, że dzisiaj tylko Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka, składając nowe zeznania mogą wpłynąć na śledztwo. Bo tylko ci dwaj oficerowie komunistycznej bezpieki wiedzą, kto decydował. Dokumenty i akta sprawy są bezlitosne dla wierzących w spiskowe teorię. Nie ma tam nic przełomowego. Tylko Piotrowski lub Pietruszka mogą powiedzieć: "TAK był ktoś jeszcze, było zlecenie, był rozkaz, był spisek."  Ale oni nie mówią nic. Obaj byli przesłuchani 40, 50, 60 razy. Z każdego posiedzenia powstawał kilkudziesięcio stronnicowy protokół. I co?  I nic. 

Nie ma nic nowego, przełomowego. To jest klucznie, a trzeba opierać się na faktach. Śledczy często zapomniali że obaj SB-ecy  to ludzie, których uczono legendować, zwodzić, grać niedopowiedzeniami. 

Trzeba się opierać na faktach, a tutaj nowych faktów nie ma. Poszukiwanie osób, którym można postawić zarzuty zamiaru zabójstwa zatrzymuje się wciąż na kapitanie Grzegorzu Piotrowskim. On i Pietruszka mogą wydać mocodawców. A jeżeliby tak było, to obaj bezpośredni zabójcy drżeliby o własne życie. Bo przecież najlepszą metodą zatarcia śladów jest eliminacja świadków. 

Podobnie było już w czasie samego porwania; jeżeli księdza od początku planowano zgładzić, to żaden świadek tego morderstwa "nie miał prawa" przeżyć. SB po prostu nigdy by to tego nie dopuściła. A kierowca Chrostowski uciekł. Porywacze nie zamierzali zamordować ks. Popiełuszki, lecz jedynie bardzo poważnie go zastraszyć.

O ile pewne jest, że więcej osób wiedziało, że ksiądz Jerzy miał być porwany albo w inny sposób "miano mu dokuczyć", to nie można z taką pewnością wykazać, że od początku ktoś planował  zabójstwo.  To "dokuczenie" wymknęło się po prostu Służbie Bezpieczeństwa spod kontroli.  

Może trzeba zmierzyć się z prawdę i powiedzieć jasno; ksiądz Jerzy Popiełuszko zginął śmiercią męczeńska, ale nikt wcześniej tej śmierci nie planował. Przypadek.


***

W tej sprawie przed sądami stawali wiceszef MSW Władysław Ciastoń i dyrektor Departamentu IV MSW Zenon Płatek, jednak zostali uniewinnieni z braku dowodów winy. Prokuratura IPN podkreśla, że w śledztwie dotyczącym związku zbrojnego w MSW w Warszawie, w tym okoliczności zabójstwa ks. Popiełuszki, rozpatrywanych jest aż kilkadziesiąt różnych wątków o różnym ciężarze - od pospolitych przestępstw do zabójstw. Akta dotyczące samego wątku ks. Jerzego Popiełuszki w tej sprawie liczą 127 tomów, dodatkowo prokuratorzy dysponują 82 tomami załączników oraz 104 tomami akt policji, prokuratury powszechnej i sądów.  

Dzisiaj sprawą śmierci księdza Jerzego Popiełuszki zajmuje się jeden prokurator Mieczysław Góra z Bydgoszczy. Dokładnie okoliczności pod katem zbrodni komunistycznej bada oddziałowa komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku, Referat Śledczy w Bydgoszczy.   

(MKam)