Na trzy dni przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych George W. Bush utrzymuje niewielką przewagę nad Alem Gorem. Tymczasem połowa wyborców nie jest w ogóle zainteresowana wyścigiem kandydatów do Białego Domu...

Jak się okazuje, jest za wcześnie, by oceniać, jak na opinie wyborców wpłyną rewelacje o tym, że 24 lata temu Busha aresztowano za jazdę po pijanemu i że nigdy się do tego publicznie nie przyznał. Bush wspomniał coś o brudnej grze wyborczej. Sztab Gora twierdzi, że nie ma z nią nic wspólnego... chodzi o to, że podniecenie rośnie, kandydaci się starają, jeżdżą od stanu do stanu, przemawiają, tymczasem połowa wyborców – około 100 milionów ludzi - naprawdę w ogóle się tym nie interesuje. Czasem popatrzą, posłuchają, ale nie pójdą głosować. Jak pisze dzisiejszy "Washington Post", tylko z części wynika to z ich rozczarowania i uprzedzenia do polityków. Sondaże wskazują, że są znudzeni, a polityka w ogóle ich nie interesuje i nie sądzą, by miała jakikolwiek wpływ na ich życie. Ci, którzy nie głosują, są przeciętnie o 10 lat młodsi od tych, którzy jeszcze idą głosować. Spadek frekwencji jest widoczny już od pewnego czasu i prawdopodobnie nawet wyjątkowo wyrównana walka o klucze do Białego Domu oraz niepewność tego, która partia przejmie kontrolę nad Kongresem, nie będą w stanie niczego zmienić.

Posłuchaj relacji waszyngtońskiego korespondenta radia RMF, Grzegorza Jasińskiego:

09:40