Sąd apelacyjny w Warszawie utrzymał wyroki po tak zwanej aferze blue taxi. Były wysoki urzędnik MSWiA Tomasz S. oraz były szef stołecznego komisariatu kolejowego Waldemar P. zostali skazani na rok więzienia w zawieszeniu. Działania obu oskarżonych były złamaniem roty przysięgi - orzekł sąd.

Katarzyna Twardo, żona policjanta, który zginął nie kryje satysfakcji z tego rozstrzygnięcia. Cieszy się też, że to finał rozdrapywania ran po tragedii, którą przeżyła: W takim przypadku wierzę w sprawiedliwość. Choć taki minimalny wyrok, ale dla mnie to jest ważne. Mój mąż nie żyje, natomiast czułabym się bardzo źle, gdyby zostali uniewinnieni.

Oskarżeni nie zostali jednak uniewinnieni, ponieważ sąd apelacyjny stwierdził, że przekraczali swoje uprawnienia mając tego pełną świadomość. Sędzia Małgorzata Radomińska w uzasadnieniu przypomniała też, co to znaczy być policjantem: Te zachowania, które były udziałem obu oskarżonych, działały przeciwko rocie ślubowania i przeciwko celom i zasadom policji.

Obrońcy oskarżonych choć nie zgadzają się z orzeczeniem poinformowali, że w tym konkretnym przypadku możliwości prawne zaskarżenia wyroku już się wyczerpały.

Proces dotyczył odwiezienia w grudniu 2006 roku - na polecenie P. - Tomasza S. z Warszawy do domu w Siedlcach, gdy ten spóźnił się na pociąg. Dwóch policjantów - sierżant Justyna Zawadka i mł. aspirant Tomasz Twardo z komisariatu na Dworcu Centralnym - zginęło, wracając z Siedlec, gdy ich nieoznakowany radiowóz wpadł do rozlewiska. Zaginionych funkcjonariuszy poszukiwano w całym kraju ponad trzy doby.