Trudna sytuacja polskiego przemysłu motoryzacyjnego, kolejna odsłona informatyzacji Sejmu i ciąg dalszy sprawy technika pokładowego z Jaka-40 - to sprawy, które zajmują dużo miejsca w poniedziałkowych wydaniach dzienników. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Zapraszamy do lektury naszego przeglądu prasy!

"Jak informatyzować, to z rozmachem. Kancelaria Sejmu niedawno wyposażyła posłów w drogie i nowoczesne tablety za 1,5 mln zł, a już zamawia kolejne komputery" - oburza się "Fakt". Gazeta wyjaśnia, że chodzi o 60 laptopów, 350 komputerów stacjonarnych i monitorów LCD. Na razie nie wiadomo, ile będą kosztowały te urządzenia. "Pewne jest, ze tanio nie będzie" - podsumowuje dziennik. 

Prokuratura sprawdza billingi technika z Jaka-40

"Chociaż na ciele Remigiusza Musia nie znaleziono śladów przemocy i prokuratura za najbardziej prawdopodobną uznała hipotezę samobójstwa, śledczy biorą pod uwagę, ze nawigator działał pod silną presją. Skrupulatnie sprawdzają, czy ktoś nie namówił go do desperackiego czynu" - podaje "Fakt". Gazeta cytuje wypowiedź rzecznika warszawskiej prokuratury okręgowej, który potwierdza te doniesienia. "Badane są bilingi rozmów telefonicznych, trwają przesłuchania osób, z którymi [Muś - przyp. red.] się kontaktował" - informuje Dariusz Ślepokura.

Poważne problemy polskiej motoryzacji

"Byliśmy motoprymusem Europy Środkowej, ściągając miliardy euro i dając pracę tysiącom ludzi. Dziś wypadamy z zakrętu. Rząd nie zamierza interweniować"  - alarmuje "gazeta Wyborcza". Podkreśla, że polski przemysł motoryzacyjny "zjeżdża po równi pochyłej". "W tym roku z linii montażowych naszych fabryk zjedzie ok. 650 tys. aut, o jedną trzecią mniej niż w 2008 roku. Przyszły rok zapowiada się jeszcze gorzej. Nadchodzi totalny spadek eksportu i zatrudnienia" - ostrzega. Podkreśla, że mimo kryzysu branża motoryzacyjna w USA i Europie kwitnie. "Rumuńscy robotnicy mają zajęcie. W odróżnieniu od polskich" - podsumowuje ironicznie.

Nauczyciele dopłacają do utrzymania szkoły

"GW" informuje o bardzo trudnej sytuacji pedagogów ze szkoły w Kraśniku. Pedagodzy boją się zwolnienia, dlatego z własnej kieszeni dokładają pieniędzy do szkolnej kasy. "Zwalniać was nie chcę, ale kasa szkoły jest pusta. No, chyba że pomożecie. Oczywiście dobrowolnie" - usłyszeli od dyrektora. Większość z nich zaczęła współfinansować utrzymanie placówki.

Pracownicy lokalnych instytucji obawiają się, że wyciąganie pieniędzy z własnej kieszeni w celu utrzymania publicznych placówek stanie się powszechnym zwyczajem w powiecie kraśnickim. "Boją się pracownicy bursy, domu dziecka, szpitala" - relacjonuje "GW".