Zanim elektroniczne książki trafią do polskich szkół, potrzebne są rzetelne badania na temat ich wpływu 
na zdrowie uczniów – ostrzegają eksperci. Do e-podręczników powinna być dołączana ulotka na wzór tej, jaką producenci lekarstw dołączają do farmaceutyków. Powinny się na niej znaleźć informacje dotyczące ryzyka utraty zdrowia przez uczniów, korzystających z e-podręcznika - alarmuje "Rzeczpospolita".

Tak brzmi konkluzja ekspertyzy prof. Włodzimierza Gogołka, którą przeprowadził na zlecenie agendy Ministerstwa Edukacji odpowiedzialnej za wprowadzenie do szkół e-podręczników.
 
Zgodnie z zapowiedziami MEN we wrześniu 2015 r. uczniowie mają otrzymać bezpłatny dostęp do elektronicznych książek do nauki 18 przedmiotów na wszystkich etapach kształcenia.

Prof. Gogołek, specjalista od technologii informacyjnych, były członek zarządu TP SA odpowiedzialny za wdrażanie powszechnego dostępu do internetu w Polsce, przeprowadził badania wśród nauczycieli, wywiady z ekspertami od edukacji oraz lekarzami. Wskazał na elementarne uchybienia, jakie popełniono przy projekcie e-podręcznika (który ma zresztą być elementem szerszego rządowego programu informatyzacji polskich szkół, tzw. Cyfrowej Szkoły).

Podłoże finansowe a nie merytoryczne

Prof. Gogołek powołuje się na referat otwierający tegoroczną, 10. światową konferencję poświęconą zastosowaniu komputerów w edukacji. Jego autor John E. Davies wskazał, że trend dotyczący wprowadzania technologii cyfrowych do szkół ma przede wszystkim podłoże finansowe, a nie merytoryczne. Chodzi o zyski ze sprzedaży szkołom sprzętu IT.

Davies wskazywał, że tego typu eksperymenty firmy komputerowe prowadzą w słabo rozwiniętych krajach. Gogołek dodaje, że np. w USA decydenci obawiają się odpowiedzialności za uszczerbek na zdrowiu uczniów nakłanianych do intensywnego korzystania z komputerów w szkole lub udowodnienia braków efektów inwestycji poniesionych na zakup sprzętu.

Brak definicji e-podręcznika



Jak wygląda to w polskich realiach? Okazuje się, że do tej pory ekspertom MEN nie udało się stworzyć nawet definicji e-podręcznika ani określić korzyści wynikających z jego stosowania. A zdaniem profesora jest to niezbędny element tego projektu.

W analizie znajdują się także ekspertyzy prof. Stanisława Juszczyka (pedagog), prof. Janusza Morbitzera (informatyk i pedagog) oraz prof. Bronisława Siemienieckiego (specjalizuje się w tematyce zastosowania komputerów w humanistyce oraz pedagogice medialnej). Ich konkluzja? Plan komputeryzacji procesu nauczaniu powinno się poprzedzić badaniami, które umożliwiłyby dokonanie jednoznacznego bilansu korzyści i kosztów, w tym utraty zdrowia przez uczniów.

Bezwzględnie należy wykluczyć ryzyko przewagi strat nad korzyściami płynącymi z wdrażania przyjętej wersji e-książek - piszą eksperci.

Do tej pory MEN nie było w stanie wskazać korzyści płynących z tego rozwiązania, dlatego też rząd nie przyznał finansowania dla programu Cyfrowej Szkoły, a jego uruchomienie uzależniono od wyników pilotażu.

Pominięto sprawę zdrowia dzieci

Prof. Gogołek zwraca też uwagę, że w projekcie e-podręcznika pominięto kwestię problematyki zdrowia dzieci i ergonomii. Z przeprowadzonych przez niego badań wynika, że korzystanie z komputera przez ponad dwie godziny dziennie jest szkodliwe dla dzieci i zwiększa ryzyko problemów psychologicznych. Młodzi ludzie szybciej się męczą, tracą koncentrację, cierpią na bóle głowy, depresje, bezsenność, zawroty głowy i zaniki pamięci, pogarsza im się wzrok.

"Rzeczpospolita" poprosiła MEN o komentarz. Otrzymaliśmy garść ogólników. Ekspertyza zostanie wykorzystana do zaprojektowania optymalnych rozwiązań dotyczących opracowania i korzystania z e-podręczników przez nauczycieli i uczniów - przekazało biuro prasowe resortu.

"Rzeczpospolita"

(mpw)