Dożywocie dla Samira S. Obywatel Rosji zabił 3-osobową rodzinę, w tym 16 miesięczne dziecko – uznał dziś Sąd Okręgowy w Gdańsku. Obrona już zapowiedziała apelację.

Dożywocie dla Samira S. Obywatel Rosji zabił 3-osobową rodzinę, w tym 16 miesięczne dziecko – uznał dziś Sąd Okręgowy w Gdańsku. Obrona już zapowiedziała apelację.
Samir S. /Kuba Kaługa /RMF FM

Samir S. - oskarżony o zabójstwo trzyosobowej rodziny z Gdańska - jest winny. Taki wyrok wydał gdański sąd okręgowy. W marcu 2013 roku obywatel Rosji miał zastrzelić 33-letniego Adama K., jego 30-letnią żonę i ich 16-miesięczną córkę. Za zabicie K. sąd wymierzył 25 lat więzienia, za śmierć jego rodziny - dożywocie.

Sędzia Robert Studzienny nie miał żadnych wątpliwości, gdy wydawał skazujący wyrok. Argumentował, że na broni, z której zginęła rodzina, były ślady DNA Samira S. Mimo że Samir S. zapewnił, że takich śladów nie będzie, gdy wskazywał policjantom miejsce ukrycia broni. Sąd też ostatecznie uciął pojawiające się w niektórych mediach spekulacje. Nikt nie przestrzelił dziewczynce kolan. Nie było też rytualnego układania ciał w mieszkaniu ofiar. Zdaniem sądu ułożenie ciał było przypadkowe. Potwierdzili to również biegli, powołani celem rekonstrukcji przebiegu zdarzenia. Nie było żadnych śladów przesuwania ciał. Gdyby ciała były przesuwane, musiałyby być na podłodze ślady krwi - mówił sędzia Studzienny. 

Bliscy zamordowanych przyjęli decyzję ze łzami w oczach. Już po wyroku, gdy sąd uzasadniał wyrok, matka Adama K. co chwilę ocierała łzy z policzków. Po wyjściu z sali sądowej powiedziała jedynie, że "nie jest zadowolona z decyzji sądu." Siedzący w innej ławce młody mężczyzna złapał się za głowę i kiwał nią z niedowierzaniem, gdy sąd odczytywał listę rzeczy zrabowanych z mieszkania zabitej rodziny. Były to głównie militaria z okresu II wojny światowej i sprzęt elektroniczny. 

Tło makabrycznej zbrodni

Jest mroźne, marcowe popołudnie 2013 roku. Mieszkanie przy ulicy Długiej, tuż obok Długi Targ i słynna fontanna Neptuna. Ktoś z bliskich Adama K. odwiedza mieszkanie, bo od wielu godzin nie ma z nim kontaktu. Okazuje się, że doszło do tragedii. Wezwani na miejsce policjanci odnajdują zwłoki 33-letniego kolekcjonera broni, jego 30-letniej partnerki i ich 16-miesięcznej córeczki. Ustalają, że dzień wcześniej w mieszkaniu padło 5 strzałów. Dwa oddane z niewielkiej odległości trafiły w głowę Adama K. Tak samo zginęła kobieta. Jeden strzał został także oddany bezpośrednio w główkę dziecka. Kula przeszła wzdłuż osi ciała dziewczynki. Według prokuratury strzelał Samir S. Do znajomego kolekcjonera broni przyszedł w sprawie wyceny sztyletu. Pokłócili się. Doszło do szarpaniny. Padły strzały. Potem Samir S. miał zrabować z mieszkania rzeczy warte 65 tysięcy złotych - wspomniane militaria i sprzęt IT.

Zdaniem obrońcy prokurator oparł akt oskarżenia na wersji dwóch policjantów i samego Samira S. Ten - jak zapewniał adwokat - jest mitomanem, który jedyne kreuje się na twardego mężczyznę. Strzelać miał ktoś inny. Dlatego Arnost Bećka, obrońca Samira S. już zapowiedział odwołanie. Apelacja na pewno będzie. Wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku złożę. Moje stanowisko jest niezmienne. Od marca 2013 roku jestem przekonany, że mój klient jest niewinny - mówił dziś Bećka.

Prokurator z wyrok był zadowolony. Sąd wyciągnął odpowiednie wnioski ze zgromadzonego materiału dowodowego. Nie wyobrażam sobie, żeby za dokonanie 3 zabójstw, możliwe było w tym układzie procesowym, wymierzenie jakiejkolwiek innej kary - mówił prokurator Wojciech Wróbel.

Jedną z ciekawych kwestii były logowania do stacji przekaźnikowych sieci telefonii komórkowej. Zdaniem obrony Samira S. to nierozstrzygnięta wątpliwość w tej sprawie. Wiadomo, że telefon Adama K. logował się w Gdańsku około 20:38. W tym czasie było już po zabójstwie, a Samir S. - wraz ze zrabowanymi rzeczami, w tym telefonem Adama K. - był już drodze do Elbląga. Zdaniem obrońcy to właśnie jest dowód na niewinność Samira S. Dowód ten ma też potwierdzać, że rzeczy zrabowane z mieszkania Adama K. zostały Samirowi S. podrzucone.

Sąd wyjaśnił jednak, że obie sprawy nie wykluczają się wzajemnie. O 20:38 telefon Adama K. rzeczywiście logował się do przekaźnika przy Podwalu Przedmiejskim w Gdańsku. Zasięg tej stacji to niespełna 700 metrów. Jednak szybkie wyciągnięcie karty i baterii z aparatu - już po zabójstwie - może dać mylny obraz sytuacji. Rejestry operatora wskazują bowiem na logowanie podczas ostatniego, skutecznie nawiązanego połączenia. To była rozmowa o 17:49. Trwała około 40 sekund. Adam K. rozmawiał wtedy z Samirem S. Gdy prawie 3 godziny później ktoś próbował dzwonić się do Adama K. jego telefon był już wyłączony. Jak tłumaczył sąd, z punktu widzenia operatora sieci komórkowej, wciąż był jednak w okolicy Podwala Przedmiejskiego w Gdańsku, bo tam logował się po raz ostatni.