Złożeniem w kancelarii premiera petycji, skierowanej do szefa rządu, zakończyła się manifestacja związków zawodowych sfery budżetowej w Warszawie. Protest przebiegał spokojnie, nie było żadnych incydentów. Kilka minut po godz. 16 zgromadzenie zostało oficjalnie zakończone.

Jak poinformowali protestujący, petycję odebrał pracownik KPRM, ponieważ premier przebywa na urlopie.

Kiedy demonstracja dotarła przed Sejm, doszło do zamieszania przy składaniu petycji w parlamencie. Początkowo, mimo umówionego terminu spotkania, nikt z prezydium Sejmu nie spotkał się z delegacją protestujących. Wywołało to oburzenie zebranych. W końcu delegacja związkowców udała się do wicemarszałka Sejmu Ewy Kierzkowskiej.

Przed Sejmem przemawiali liderzy Solidarności i OPZZ. Szef "S" Janusz Śniadek zarzucał politykom, że nie zajmują się problemami zwykłych ludzi. Mówił, że władza oszczędza na pracownikach, a związkowcy domagają się nie podwyżki, a waloryzacji wynagrodzeń.

Pracownicy wychodzą na ulice, kiedy zagrożony jest ich byt - powiedział Śniadek. Lider OPZZ Jan Guz podkreślał, że obecna władza lekceważy pracowników "budżetówki". Co to za pracodawca, który nie dba o pracownika? - pytał Guz. Obaj liderzy związkowi domagają się dialogu społecznego i rozmów.

Do protestujących przemawiali posłowie opozycji. Jarosław Zieliński z PiS wzywał rząd do zaprzestania działań zmierzających do degradacji państwa. Mówił też, że projekt przyszłorocznego budżetu w wielu miejscach jest nie do przyjęcia. Zarzucał rządowi Donalda Tuska "zdewastowanie" programu modernizacji służb mundurowych oraz zaniechanie budowy służby cywilnej.

Z kolei poseł Ryszard Zbrzyzny z SLD zarzucił rządowi oszustwo, którym - jego zdaniem - jest projekt wprowadzenia dnia wolnego w Święto Trzech Króli w zamian za odebranie pracownikom dni wolnych za święta wypadające w soboty. Gdy mówił o podwyżce VAT, część demonstrantów zaczęła skandować: "Złodzieje".

Do protestujących wyszedł też lider SLD Grzegorz Napieralski.