Prezydent George W. Bush w ciągu kilku godzin po zamachach 11 września powołał gabinet cieni (COG - "Continuity Of Government") - grupę urzędników, którzy pracują w sekrecie z dala od Waszyngtonu i mają zapewnić ciągłość działania władz federalnych w razie ataku na stolicę – pisze "Washington Post".

Dziennik podkreśla powagę, z jaką administracja USA traktuje zagrożenie kolejnymi zamachami terrorystycznymi. W gabinecie cieni na poczatku zasiadało około 100 urzędników. W tej chwili, w zależności od sytuacji, liczba osób ukrytych w dwóch kompleksach bunkrów na wschodnim wybrzeżu USA waha się od 70 do 150 osób. Pracują z dala od swych rodzin i wymieniają się co 90 dni. W skład COG-u weszli przedstawiciele różnych departamentów, którzy byliby w stanie zapewnić pracę podstawowych instytucji.

Podobne ewakuacje rządu były od dawna przygotowywane na wypadek ataku jądrowego. Prezydent Bush postanowił wprowadzić je w życie jeszcze przed powrotem do Białego Domu po południu 11 września. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, jednak wszystko wskazuje na to, że gabinet cieni będzie pracować dłużej. Wiąże się to z obawami, że terroryści mogą wejść w posiadanie małego ładunku jądrowego i zdetonować go w Waszyngtonie.

"Continuity of Government" - czyli "ciągłość władzy" - dotyczy jednak tylko rządu. Kongres ma swój własny plan ewakuacji – nie przewiduje on stałego pobytu kongresmenów poza stolicą.

foto RMF

20:10