Szokujące ustalenia wyprawy Jacka Berbeki, który odnalazł i pochował na Broad Peaku ciało Tomasza Kowalskiego. „Tomasz Kowalski miał na sobie przody od innych raków, a tyły od innych, związane tylko sznurkiem” – powiedział reporterowi RMF FM brat zmarłego w Karakorum Macieja.

W trzy tygodnie po opublikowaniu raportu komisji badającej tragiczną zimowa wyprawę na ten ośmiotysięcznik,  Jacek Berbeka zdecydował się przekazać fakty, które nie znalazły się w raporcie. Według Berbeki, Kowalski mógł zginąć dlatego, że miał uszkodzone i własnoręcznie przerobione raki, które spadły mu z nogi.

TU PRZECZYTASZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z JACKIEM BERBEKĄ

Jak ja zobaczyłem raki Tomka, to nie wierzyłem. Tomek miał dwa modele raków połączone i z tyłu całkowicie, ale to kompletnie, starte zęby. Okazało się, że były to raki do skialpinizmu, aluminiowe - powiedział Berbeka.

Miesiąc wcześniej trzy razy te raki Tomkowi spadały, a w zejściu złamał mu się całkowicie łącznik. Tomek, nie wiem dlaczego, został wypuszczony na takim sprzęcie na atak szczytowy. Te raki były dla mnie w ogóle nie do użycia - dodał.

Takie raki Kowalski otrzymał na wyprawę, chociaż przeznaczone były do zupełnie innej dyscypliny. Pękły już na kilka tygodni przed atakiem szczytowym, więc dosztukował do nich przody od innego kompletu. Jeden z tych raków spadł mu podczas zejścia i już nie był w stanie go założyć. 


Jacek Berbeka opowiada nam także o swojej wyprawie poszukiwawczej zorganizowanej na przełomie czerwca i lipca. Jakbyśmy pojechali miesiąc później, to nie byłoby właściwie po co jechać, bo Tomka by już tam nie było - mówił Maciejowi Pałahickiemu.

Raport ws. tragedii na Broad Peak. "Bielecki i Małek złamali zasady etyki"

OFICJALNY RAPORT W SPRAWIE TRAGEDII NA BROAD PEAK ZNAJDZIESZ TUTAJ

"Wyprawa została dobrze przygotowana. Uchybienia i błędy pojawiły się podczas ataku szczytowego" - twierdzą w raporcie ws. tragedii na Broad Peak członkowie zespołu, który badał jej przyczyny i okoliczności. Krytycznie oceniono m.in. zachowanie Adama Bieleckiego i Artura Małka. "Złamali zasady etyki i praktyki alpinistycznej" - podkreślono w dokumencie. Za jedną z głównych przyczyn tragedii uznano rozdzielenie się 4-osobowego zespołu na grani szczytowej.

W trakcie ataku szczytowego łączność nie działała prawidłowo. Radiotelefon Adama Bieleckiego samoistnie się rozstroił, a radiotelefon Artura Małka miał zwarcie. Błędem było ich odłączenie się od zespołu - zaznaczyli badający przyczyny tragedii. Bielecki miał nie poinformować wcześniej kolegów, że nie zamierza schodzić ze szczytu z resztą zespołu. Małek odrzucił natomiast propozycję Berbeki, by schodzić ze szczytu wspólnie z nim i Kowalskim.

Za bezpośrednią przyczynę śmierci Kowalskiego uznano "nieoczekiwane, dramatyczne osłabienie organizmu spowodowane trudami wejścia i wysokością oraz wychłodzenie spowodowane długą ekspozycją na niskie temperatury". Nie stwierdzono u niego obrażeń ortopedycznych, które mogłyby uniemożliwić mu poruszanie się.

Zespół nie był w stanie określić na podstawie posiadanych informacji bezpośredniej przyczyny śmierci Macieja Berbeki. Mogło to być osłabienie wysokościowe organizmu, wychłodzenie organizmu bądź nieszczęśliwy wypadek - zaznaczono.

Po trzech dniach uznano ich za zmarłych

5 marca czteroosobowy zespół, który pojechał na Broad Peak w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, stanął na szczycie. Było to pierwsze zimowe wejście na ten ośmiotysięcznik. Szczyt zdobyli Maciej Berbeka, Tomasz Kowalski, Adam Bielecki i Artur Małek. Dwaj pierwsi nie zdołali wrócić na noc do obozu. 8 marca uznano ich za zmarłych.