Starszemu pokoleniu będzie trudno osiągnąć pokój. Oni myślą o przeszłości, a jeśli obchodzi Cię tylko przeszłość, to do pokoju nie doprowadzisz - mówi RMF Bassem Eid, szef palestyńskiej organizacji monitorującej prawa człowieka w Jerozolimie. Dziś w Jordanii spotkanie prezydenta USA z szefem izraelskiego i palestyńskiego rządu.

Według izraelskich i palestyńskich przedstawicieli na szczycie padnie wiele zapewnień, ale przełomu raczej nie będzie.

Izrael powtórzy swe poparcie dla utworzenia niepodległego państwa palestyńskiego, ale da do zrozumienia, że nie zgodzi się – bo nie może ze względów np. demograficznych - na powrót ok. 3 mln palestyńskich uchodźców na izraelskie ziemie.

Ze swej strony Palestyńczycy mają obiecać położenie kresu antyizraelskim zamachom, jednak nie palestyńskiego powstania przeciwko Izraelowi. Prawdopodobnie nie zrezygnują też z żądań w sprawie uchodźców.

Już jednak można mówić o przynajmniej jednym osiągnięciu jordańskiego szczytu - zatwierdzi on na arenie międzynarodowej Mahmuda Abbasa jako prawdziwego przywódcę palestyńskiego narodu.

Dla zwykłych Palestyńczyków liderem będzie ten, kto złagodzi ich cierpienia. Oczywiście, jeśli teraz publicznie zapytasz kogoś, kto jest przywódcą, odpowie: Arafat. Ale jestem przekonany, że jeśli Izraelczycy podejmą jakiekolwiek kroki, by poprawić los Palestyńczyków to Mahmud Abbas będzie dla nich nr 1.

On wie więcej na temat rzeczywistej sytuacji narodu niż Arafat. Arafat od ponad roku jest faktycznie zamknięty w swojej siedzibie. Nie wychodzi na zewnątrz i nie wie, co tam się dzieje. Abbas odwiedził Bethanun, północną cześć strefy Gazy. Widział, jakich zniszczeń dokonują tam Izraelczycy. Myślę, że to, co zobaczył, zachęciło go do negocjacji z Izraelczykami - mówi specjalnie dla RMF Bassem Eid.

13:45