Zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu drogowym i czynnej napaści na policjantów usłyszał 31-letni mężczyzna, który w sobotę uciekał przed policją w okolicach Mikołowa. W czasie pościgu padły strzały. Jadący w aucie pasażer został śmiertelnie ranny.

Mężczyzna częściowo przyznał się, wyjaśniając, że nie miał ubezpieczenia OC i aktualnego przeglądu samochodu, a poza tym wypił piwo - tłumaczyła po przesłuchaniu mężczyzny rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada - Dybek.

Śledczy przygotowują wniosek o tymczasowy, trzymiesięczny areszt dla 31-latka. Argumentują, że mężczyźnie grozi wysoka kara - nawet 10 lat więzienia. Podkreślają też, że mógłby on próbować ucieczki.

Bandyta nadal przebywa w szpitalu. Lekarze uznali, że stan zdrowia pozwala mu na branie udziału w czynnościach z udziałem prokuratora.

Wydarzenia jak z filmu sensacyjnego rozegrały się na Śląsku w nocy z piątku na sobotę. W Tychach policjanci zobaczyli, jak z parkingu wyjeżdżał nieoświetlony samochód. Chcieli zatrzymać go do kontroli. Wtedy kierowca jednak ostro ruszył w kierunku policjantów, próbował ich przejechać i zaczął uciekać - relacjonował w rozmowie z reporterem RMF FM Marcinem Buczkiem rzecznik śląskiej policji Andrzej Gąska.

Zaczął się pościg bocznymi drogami, do akcji wezwano kolejne radiowozy. Uciekający kierowca próbował zepchnąć je do rowu i na drzewa. W czasie pościgu funkcjonariusze oddali kilkanaście strzałów. W końcu zatrzymali desperata w Mikołowie. Okazało się, że jadący z nim 26-letni pasażer został postrzelony. Mimo reanimacji mężczyzna nie przeżył.

Obaj mężczyźni byli już znani policji, notowani m.in. za napady rabunkowe. Kierowca był poszukiwany przez sąd do odbycia kary 3 lat więzienia za kradzież.

(mn)