20 tys. zł zadośćuczynienia przyznał sąd niesłusznie aresztowanemu w 2009 r. za rzekomą korupcję ówczesnemu prezesowi Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusławowi Seredyńskiemu. Żądał on od Skarbu Państwa ponad 2,1 mln zł. Jego adwokat zapowiada apelację.

20 tys. zł zadośćuczynienia przyznał sąd niesłusznie aresztowanemu w 2009 r. za rzekomą korupcję ówczesnemu prezesowi Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusławowi Seredyńskiemu. Żądał on od Skarbu Państwa ponad 2,1 mln zł. Jego adwokat zapowiada apelację.
Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny /Tomasz Gzell /PAP

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny. Seredyński żądał 1,5 mln zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i 615 tys. zł odszkodowania za straty moralne i materialne. Sąd nie przyznał mu odszkodowania, gdyż nie wykazał on, iż niemożność podjęcia przezeń pracy po opuszczeniu po pięciu dniach aresztu wynikała "wyłącznie i bezpośrednio" z aresztu - a nie z postawionego mu wtedy zarzutu korupcyjnego.

Zapowiadając apelację, pełnomocnik nieobecnego w sądzie Seredyńskiego, mec. Wojciech Piłat mówił, że nie zgadza się, aby "wywleczenie przez CBA prezesa WNT z pracy w świetle kamer, w kajdankach i w kominiarce na twarzy, nie miało żadnego wpływu na jego dalsze życie".

Sąd już po raz trzeci orzekał w tej sprawie. W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił pierwszy wyrok SO przyznający mu 453 tys. zł. W 2014 r. SA uchylił drugi wyrok przyznający mu 190 tys. zł. Trzeci proces ruszył w lutym.

Seredyński, w 2009 r. prezes największego państwowego wydawnictwa, został zatrzymany przez CBA wraz z radcą prawnym Weroniką Marczuk w sprawie rzekomego przyjmowania łapówek za prywatyzację WNT. Był on aresztowany przez 5 dn. Wyszedł za kaucją 50 tys. zł. Prokuratura postawiła wtedy obojgu zarzuty korupcyjne. W 2011 r. śledztwo umorzono z braku znamion przestępstwa. Prokuratura uznała m.in., że brak było wiarygodnego podejrzenia, że Seredyński może brać łapówki - bez czego tajne służby nie mogą przeprowadzić "prowokacji policyjnej".

Po tym Seredyński wystąpił przeciw Skarbowi Państwa do sądu. Zeznawał w nim, jak dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Tomasz Kaczmarek (były poseł), 6-7 razy oferowało mu łapówkę, czego odmawiał. W końcu podrzucili mu - jak mówił - 10 tys. euro po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu. Gdy zażądał od nich spisania umowy na - jak mu tłumaczyli - "pożyczkę", zgodzili się. Wtedy jednak CBA zatrzymało mnie na oczach załogi i w blasku fleszy - zeznawał.

Kaczmarek wraz z drugim agentem czeka na proces, oskarżony przez warszawską prokuraturę o przekroczenie uprawnień i m.in. nakłanianie Seredyńskiego do wzięcia łapówki. Grozi za to do 8 lat więzienia. Nie przyznaje się do zarzutów. Twierdzi, że mają "tło polityczne". Zrzekł się immunitetu; immunitet b. szefa CBA, desygnowanego w poniedziałek na koordynatora służb specjalnych, Mariusza Kamińskiego (któremu prokuratura też chciała stawiać zarzuty) obronili posłowie, m.in. z PO. Seredyński zapewne wystąpi w tym procesie jako oskarżyciel posiłkowy.

Seredyński mówił, że był przetrzymywany nie w areszcie śledczym, ale w szkole policji w Legionowie w pojedynczej celi, o spartańskich warunkach, z zasłoniętymi oknami, ze stale włączonym ostrym światłem i nadzorem kamer. Zeznał, że agenci CBA mówili mu: Wp...y cię do „wydobywczej”, to po trzech dniach będziesz śpiewał jak kanarek.

Po zatrzymaniu Seredyński stracił pracę. Przez pięć lat był bezrobotny - nikt go nie chciał zatrudnić. "Państwo wysłało swoich siepaczy, by wykazać coś, co nie miało miejsca" - mówił Seredyński. Dodawał, że Polska to nadal jego kraj i ojczyzna, ale po takim potraktowaniu nie jest już jego państwem. Dziś jest rezydentem Wlk. Brytanii. Wykonuje pracę dorywczą dla brytyjskiej firmy.

W ostatnim wyroku SA zalecił SO m.in., by rozgraniczył skutki zatrzymania od skutków śledztwa. Według mec. Piłata trudno ocenić, czy kilka lat bez środków do życia to efekt zatrzymania, czy też śledztwa.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie wniosła, by sąd przyznał mu 6 tys. zł zadośćuczynienia i by oddalił żądanie odszkodowania. Według prokuratury odszkodowanie nie należy się, bo wnioskodawca "sam się zwolnił z pracy, czy nam się to podoba, czy nie". Dał się podpuścić swoim pracodawcom - dodał prokurator.

Uzasadniając wyrok, sędzia Joanna Hut mówiła, że Seredyńskiemu nie należy się odszkodowanie, bo jego problemy po wyjściu na wolność "nie muszą wiązać się wyłącznie i bezpośrednio z faktem aresztowania". Wyłącznym powodem zwolnienia z WNT był zarzut korupcji i „szum medialny - dodała. Przyznała, że taka reakcja resortu skarbu była może "nieco histeryczna", ale w tej sytuacji ministerstwo nie widziało możliwości dalszego jego zatrudnienia. Według sądu także to nie sam areszt sprawił, że potem Seredyński nie mógł znaleźć pracy.

Sąd przyznał mu tylko 20 tys. zł zadośćuczynienia, bo uznał, że "żądana kwota jest do rozważenia, ale nie w tym postępowaniu w trybie karnym", gdyż w tym trybie opisywane dolegliwości wnioskodawcy muszą mieć "bezpośredni związek z niesłusznym aresztowaniem". Według sądu na tej kwocie zaważył fakt, że areszt trwał 5 dni; że wiedział iż będzie wpłacona kaucja oraz że nie był osobą publiczną, a znaną jedynie branży wydawniczej. Zarazem sędzia przyznała, że zatrzymanie Seredyńskiego przez CBA "nie było typowe".

Sędzia Hut podkreśliła na koniec, że nie jest rolą sądu w tym postępowaniu badanie sprawy umieszczenia go w izbie zatrzymań w szkole policji w Legionowie, a nie w areszcie śledczym - jak nakazał w 2009 r. sąd.

W tym samym SO trwa też cywilny proces, który Weronika Marczuk wytoczyła Skarbowi Państwa w związku z jej zatrzymaniem.

(mpw)