Zakopane bez pogotowia, ale na razie nie bez opieki zdrowotnej. Lekarze zawiązali społeczne dyżury przy TOPR, a dyrektor placówki, przy której działało pogotowie, wstrzymał planowe przyjęcia pacjentów i nakazał wypisanie z oddziałów wszystkich chorych, którzy mogą wrócić do domów.

Dzięki odciążeniu oddziałów zakopiańskiego szpitala lekarze mają mniej pracy i mogą się zająć dyżurami w pogotowiu. Ale te udało się rozpisać tylko do dzisiaj. Nie wszyscy lekarze mają bowiem odpowiednie uprawnienia, nie wszyscy chcą jeździć w karetkach i na dodatek za darmo.

Mimo to tatrzańscy ratownicy nie doczekali się dotąd odpowiedzi na swoją propozycję przejęcia obowiązków pogotowia ratunkowego. Było kilka interwencji. Odwieziono kilka osób do szpitala, nie ma natomiast odpowiedzi ze strony ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo powiatu - mówi prezes Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a do wczoraj także ordynator oddziału ratunkowego, Józef Jańczy.

Starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski zapewnił, że są prowadzone rozmowy o pomocy z innymi szpitalami, choćby z oddalonym o 25 km placówką w Nowym Targu. Jego zdaniem oferta tatrzańskich ratowników ze względów formalno-prawnych nie może być rozpatrywana.

Demonstracyjnie może jeżdżą i załatwiają pacjentów. No, trzeba powiedzieć tu, że chodzi o walkę o kontrakt na rok przyszły. To jest kontrakt ok. 2 mln złotych. Czy będzie miał szpital czy niepubliczny zakład opieki zdrowotnej, który nie został jeszcze stworzony przy TOPR - mówi starosta.

Nikt już jednak nie ukrywa, że sytuacja jest tragiczna. Przygotowywane są nawet plany ewakuacji pacjentów, na razie jednak nikt nie chce ich przyjąć. Posłuchaj także relacji reportera RMF Macieja Pałahickiego:

07:00