W Wielkiej Brytanii trwa awantura o wprowadzenie dowodów osobistych. Dokumenty, które dla nas są rzeczą naturalną, na Wyspach budzą wielkie kontrowersje. Spory wokół nowych systemów bezpieczeństwa toczą się także w Stanach Zjednoczonych.

W Wielkiej Brytanii gorące dyskusje na temat wprowadzenia dowodów osobistych rozgorzały po serii zamachów w Londynie. Władze naciskały, by posiadanie takich dokumentów było obowiązkiem. Teraz jednak minister odpowiedzialny za projekt przyznaje, że dowody osobiste nie rozwiążą problemu terroryzmu. Zdecydowano jednak, że projekt ma być realizowany. Plastikowa karta ze zdjęciem, personaliami i danymi biometrycznymi ma kosztować od 100 do 300 funtów.

Rewolucja w systemach bezpieczeństwa szykuje się także w USA. Waszyngton chciałby wprowadzenia dowodu narodowego, który stałby się podstawą do identyfikacji każdego obywatela. Teraz tę funkcję pełni prawo jazdy. Pomysł jednak budzi wielkie kontrowersje, a przez obrońców praw obywatelskich jest uznawany za zamach na prywatność.

Dyskusje toczą się także wokół pomysłu wprowadzenia na lotniskach i dworcach systemów komputerowych, dzięki którym możliwe będzie śledzenie każdego kroku pasażera. Środki takie stosowane są już przez wiele rządowych, ale także i prywatnych instytucji.

Większe kontrole czekają także przy wejściach do wielu budynków. Nie wystarczy już zwykły identyfikator – sprawdza się odciski palców i siatkówkę oka. Zdaniem niektórych, jeżeli dodać do tego nadzór kart kredytowych i telefonów komórkowych, wizja Orwellowskiego „Roku 1984” staje się realna.