W domu starców w ok. Mediolanu karabinierzy odnaleźli \"adoptowanego dziadka\". Przygarnęły go po kolei dwie rodziny, odpowiadając na jego apel w mediach. 80-letni emerytowany nauczyciel zniknął z 6000 euro.

Historia samotnego byłego nauczyciela łaciny i greki z Rzymu Giorgio Angelozziego poruszyła we wrześniu zeszłego roku serca wielu Włochów.

Na łamach największych gazet i w telewizji ukazał się jego apel, by przyjęła go do siebie jakaś rodzina, gdyż czuje się niepotrzebny, nie radzi sobie w życiu, mieszka tylko z siedmioma kotami, a marzy o tym, by żyć w normalnym domu. Dzięki swej wzruszającej prośbie stał się bohaterem mediów.

Na jego apel odpowiedziało kilkaset rodzin z całego kraju. Ostatecznie pod swój dach przyjęło go małżeństwo z dwojgiem nastoletnich dzieci, mieszkające w miejscowości Spirano koło Bergamo. Cierpiącemu na samotność staruszkowi zapewnili dach nad głową i prawdziwe rodzinne życie.

Kiedy okazało się, że \"adoptowany dziadek\" zadłużył się na 3500 euro i rodzina stanęła przed koniecznością zapłacenia tej sumy, Angelozzi wyprowadził się od nich i zapukał do domu innej pary, która przed prawie rokiem wyraziła gotowość przyjęcia go. Zamieszkał więc u nich w Alessandri.

Zniknął na początku czerwca, a wraz nim kilka tysięcy euro. Obie rodziny zgłosiły jego zaginięcie. Odnaleziony został w domu starców na przedmieściach Mediolanu. Nie wiadomo jeszcze, co teraz stanie się z emerytowanym profesorem.