Nowa Zelandia uniknęła klęski ekologicznej. Ekipom ratowników morskich udało się zatamować wyciek ropy z koreańskiego tankowca, który w połowie tego tygodnia osiadł na mieliźnie kilkaset metrów od wybrzeża.

„Pod względem technicznym operacja ratunkowa tankowca jest prawdziwym wyzwaniem. Sam statek nie jest trudny - to nowa jednostka, ma ona zaledwie dwa lata. Jednak tankowiec tkwi na mieliźnie w pobliżu plaży, wbił się w piasek i jest ciągle narażony na działanie morza.” - tłumaczył Bruce Maroc, przedstawiciel nowozelandzkiej komisji bezpieczeństwa morskiego. To odpowiedź na krytykę mieszkańców pobliskiego miasta Gisborne. Twierdzą oni, że prace przy tankowcu posuwają się zbyt niemrawo. W efekcie tony tłustej mazi zanieczyściły okoliczne plaże i zagroziły pobliskim siedliskom rzadkich gatunków ptaków. Setkom ochotników udało się zebrać z plaż prawie 40 ton ciężkiego oleju napędowego. Ekolodzy uspokajają, że na razie wyciek nie spowodował poważniejszych szkód. Mówi koordynator akcji ratowania środowiska naturalnego - Richard Norman. „Nasze badania wykazały, że na plażach i na brzegach pobliskich rzek są setki ptaków. Spośród nich tylko niewielka liczba ma nosi ślady ropy.” Tankowiec przewoził ponad 700 ton paliwa. Pękł jeden z jego trzech potężnych zbiorników. Do tej pory wypompowano z niego prawie połowę ropy. Potem przyjdzie kolej na opróżnienie pozostałych.

rys. RMF

19:25