Gazowy spór między Moskwą i Mińskiem może dotknąć 6,25 procent całkowitej konsumpcji gazu w Unii Europejskiej - oświadczyła Bruksela. Rosyjski Gazprom obciął dziś rano dostawy gazu dla Mińska o 30 procent. Koncern ostrzegł też, że Białoruś zagroziła podbieraniem rosyjskiego gazu, transportowanego przez jej terytorium na Zachód.

Powodem trwającej od wczoraj gazowej wojny jest dług Białorusi, który jutro ma osiągnąć ćwierć miliarda dolarów. Na zwołanej rano konferencji prasowej przedstawiciele Gazpromu zapowiedzieli dalsze obcinanie dostaw gazu, bo - jak tłumaczył rzecznik koncernu Siergiej Kuprijanow - białoruska delegacja nie przyjechała dzisiaj na rozmowy. Zamiast tego przysłała list z pogróżkami. Mińsk grozi w nim, że jeśli dostawy rosyjskiego surowca będą nadal ograniczane, to Białorusini zaczną odbierać gaz z tranzytowego gazociągu dla własnych potrzeb. Co więcej - jak twierdzą Rosjanie - Białoruś nie przedstawiła żadnej wiarygodnej obietnicy spłacenia długu.

Przedstawiciele Gazpromu zapewnili jednak równocześnie, że są w stanie zagwarantować dostawy błękitnego paliwa dla Europy - w tym dla Polski - przez Ukrainę.

Rano w telewizji Rossija 24 prezes rosyjskiego monopolisty Aleksiej Miller mówił, że Białoruś nie podjęła żadnych działań, by spłacić dług, i od godziny 10 jest wprowadzone ograniczenie (dostaw gazu) w ilości 30 procent na dobę, z dalszym ograniczeniem w zależności od zadłużenia. Moskwa szacuje obecne zadłużenie Mińska na około 192 mln dolarów. Gazprom twierdzi, że jego białoruski partner, Biełtransgaz, systematycznie łamie w tym roku warunki umowy sprzed czterech lat. Płaci bowiem za surowiec według stawek z 2009 roku - 150 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Zgodnie zaś z kontraktem, w pierwszym kwartale tego roku miał płacić 169,22 dolara, a w drugim - 184,8 dolara. Białoruś nie neguje długu wobec Rosji. Twierdzi jednak, że według stanu z 1 maja wynosił on 132,6 mln dolarów.

Wczoraj Gazprom ograniczył dostawy gazu na Białoruś o 15 procent. Białoruski wicepremier Uładzimir Siemaszko zapewnił potem, że Białoruś przewiduje uregulowanie swojego zadłużenia gazowego w ciągu dwóch najbliższych tygodni. Rzecznik rosyjskiego koncernu Siergiej Kuprijanow oświadczył jednak, że nikt nie będzie czekać dwóch tygodni. Następna ocena sytuacji zostanie dokonana na posiedzeniu sztabu operacyjnego Gazpromu (we wtorek) 22 czerwca o godzinie 10.

Kilku wysokich rangą przedstawicieli władz białoruskich już wcześniej ostrzegało, że znaczne ograniczenie dostaw rosyjskiego gazu mogłoby się odbić na Unii Europejskiej. 20 procent rosyjskiego surowca dla unijnych odbiorców jest bowiem transportowane przez Białoruś. Wśród zagrożonych krajów Komisja Europejska wymieniła wczoraj Polskę.

Biuro prasowe polskiego resortu gospodarki zapewniło jednak, że dostawy gazu do naszego kraju z kierunku wschodniego są realizowane zgodnie z planem. Także PGNiG potwierdził, że na razie nie ma zagrożenia, iż gaz będzie dostarczany w mniejszej ilości.