Dopiero po referendum unijnym - prawdopodobnie 10 czerwca - rząd rozstrzygnie, czy przyjąć program naprawy finansów państwa autorstwa Grzegorza Kołodki. Sprawa miała zostać rozstrzygnięta wprawdzie już wczoraj, jednak wygląda na to, że gabinet Leszka Millera po raz kolejny wolał uniknąć podejmowania trudnej decyzji.

W odwodzie jest jeszcze jeden program - konkurencyjny - przygotowany przez ministra gospodarki i pracy, Jerzego Hausnera.

Obaj panowie mają zupełnie odmienne poglądy na - między innymi - wielkość deficytu budżetowego czy termin wejścia Polski do strefy euro. Minister Kołodko podkradł jednak nieco pomysłów z planu Hausnera. Zgodził się np. na obniżkę podatku CIT do 19 proc. i wprowadzenie 17-procentowej stawki PIT. Kołodko wycofał się też z propozycji likwidacji wspólnego opodatkowania się małżonków.

Tak naprawdę z pierwotnego programu wicepremiera zostało niewiele...

Mimo to Krzysztof Rybiński, główny analityk banku BPH PBK, podkreśla, że program Kołodki nie przewiduje prawdziwej naprawy finansów. Co więcej, gdyby wszedł w życie, deficyt zwiększyłby się nawet o 20 mld zł. Straciłby więc budżet centralny i budżet każdego z nas.

Przeciętny obywatel odczuje to bardzo niekorzystnie na swojej kieszeni. Po prostu będzie musiał w przyszłym roku do fiskusa odprowadzić znacznie więcej pieniędzy ze swoich skromnych dochodów - twierdzi Krzysztof Rybiński. Przypomina on także, że wicepremier Kołodko chce zamrozić progi podatkowe i odebrać wszystkie ulgi...

Foto Archiwum RMF

06:30