W sumie 700 osób zostało zwolnionych z dwóch dużych fabryk na południu Polski. Takie fatalne informacje otrzymaliśmy o poranku na Gorącą Linię RMF FM. Niestety ministerstwo pracy brakuje pomysłów na ochronienie nas przed skutkami finansowego kryzysowego.

„Jeżeli mówicie o kryzysie, to o godz. 2 w nocy w Tychach zwolniono 300 osób. Pod eskortą grupy interwencyjnej…” – tak napisał do nas słuchacz. Kierownictwo tego zakładu nie zaprzecza, ani nie potwierdza tych doniesień. Chwilę wcześniej dotarła do nas informacja o dolnośląskiej fabryce Takata Petri Parts, która zwolni 400 osób.

Pracodawcy informują wprost – w związku z kryzysem gospodarczym zatrudnienie mogą stracić tysiące osób. W ciągu ostatniej doby 400 osób straciło pracę w spółce Newag z Nowego Sącza. Także 380 osób dotychczas zatrudnionych w fabryce RR Donnelley w Kielcach musi szukać nowego zajęcia. Z kolei odlewnia żeliwa Śrem chce się pozbyć 380 etatów. Co na to rząd?

Ministerstwo pracy chwali się nowelizacją ustawy o promocji zatrudnienia. To jednak projekt z czerwca, który został przyjęty przez rząd w październiku, a wtedy ekipa Tuska przekonywała, że jesteśmy wyspą szczęśliwości i nie ma u nas kryzysu. Pomysły te nie rozwiązują problemu masowych zwolnień. Utrata miejsca pracy to nie tylko to, że tym ludziom trzeba płacić. Ci ludzie popadają w różnego rodzaju traumy, choroby – przekłada się to na rodziny. Nikt tego porządnie nie policzył - przypomina prof. Elżbieta Mączyńska.

Rząd ciągle nie ma pomysłu na to, jak w dobie kryzysu uelastycznić rynek pracy, i jak sprawić, by ludzie z dnia na dzień nie lądowali na bruku.