Trybunał Konstytucyjny uznał, że tegoroczna zmiana waloryzacji rent i emerytur z procentowej na kwotową była zgodna z konstytucją. Wyrok oznacza, że w budżecie państwa pozostanie 1,8 mld zł, które trzeba by było wypłacić poszkodowanym emerytom. Na decyzji rządu straciła blisko połowa osób, które pobierają świadczenia.

W marcu tego roku Rada Ministrów zmieniła sposób waloryzacji rent i emerytur. Zamiast o określony procent, świadczenia wzrosły o 71 złotych brutto. Było to korzystne dla ministra finansów i dla najbiedniejszych emerytów, ale stracili na tym ci, których świadczenia przekraczają 1480 zł miesięcznie. Cała zasada, że im więcej wypracujesz, tym więcej masz pieniędzy poszła wtedy do kosza.

Ustawę zaskarżyli do Trybunału prezydent Bronisław Komorowski i Rzecznik Praw Obywatelskich Irena Lipowicz. Zwrócili uwagę na naruszenie m.in. zasad równości, wzajemności i proporcjonalności między wysokością opłacanych składek a wysokością świadczeń. Ich zdaniem mogły zostać także złamane zasady ochrony praw nabytych oraz zaufania obywateli do państwa i stanowionego przez nie prawa.

"Zmiana nie może źle wpływać na poziom życia"

Sędziowie uznali jednak dzisiaj, że rząd miał rację i jego decyzja była dopuszczalna. Dodali, że ustawodawca ma dużą swobodę w wyborze sposobu waloryzacji, pod warunkiem, że nie pogarsza ona poziomu życia emerytów i rencistów. Tym samym za rok lub dwa Rada Ministrów może powtórzyć ten manewr.

Uzasadniając wyrok, Andrzej Rzepliński przypomniał, że "zabezpieczenie społeczne, w tym świadczenia emerytalno-rentowe, są gwarantowane przez konstytucję, a ich formę w całości określa ustawodawca". Oznacza to, że "ma on znaczną swobodę w kształtowaniu mechanizmu waloryzacji i może wybrać sposób optymalny do bieżących potrzeb".

Rzepliński dodał, że jednorazowa i incydentalna zmiana sposobu waloryzacji z procentowej na kwotową nie narusza konstytucyjnej zasady zabezpieczenia społecznego. Podkreślił jednocześnie, że państwo musi także uwzględniać sytuację gospodarczą w kraju, szczególnie teraz, w czasie kryzysu. Wynika to z konstytucyjnej zasady równowagi budżetowej państwa, od której zależy zdolność kraju do rozwiązywania odległych w czasie interesów różnych pokoleń - wyjaśnił Rzepliński.

Sędziowie mieli wątpliwości

Wyrok Trybunału nie był jednomyślny. Zdanie odrębne zgłosiło aż pięciu sędziów: Zbigniew Cieślak, Maria Gintowt-Jankowicz, Mirosław Granat, Marek Kotlinowski oraz Marek Zubik.

Sędzia Maria Gintowt-Jankowicz podkreśliła, że "waloryzacja kwotowa narusza zasadę równości wobec prawa i zaufania obywateli do państwa". Wskazywała, że 71 złotych, czyli kwota, o którą zwaloryzowano tegoroczne emerytury i renty, nie jest tak naprawdę waloryzacją, lecz jedynie dodatkiem do tych świadczeń. Podobnego zdania był sędzia Zbigniew Cieślak.

Sędziowie Mirosław Granat oraz Marek Kotlinowski wskazywali natomiast, że pomysłu ustawodawcy nie można usprawiedliwiać kryzysem panującym w Polsce. Zdaniem sędziego Granata, "taki mechanizm nie daje równych praw wszystkim świadczeniobiorcom".

Rząd odetchnął z ulgą

Jak informował wcześniej reporter RMF FM Krzysztof Berenda, niekorzystny dla rządu wyrok TK mógł przynieść budżetowi państwa stratę ok. 1,8 miliarda złotych. Na zmianie metody waloryzacji ucierpiała bowiem blisko połowa emerytów.

Ministerstwo finansów miało przed orzeczeniem Trybunału spore obawy. Rząd ma problemy ze ściąganiem podatków i państwa nie byłoby stać na wyłożenie takiej kwoty. Gdyby TK zdecydował, że emerytom i rencistom trzeba oddać pieniądze, minister finansów musiałby zabrać pieniądze np. z funduszy na drogi, służbę zdrowia lub podnosząc podatki.