"Realny wzrost płac będzie bliski zera albo lekko dodatni" - przewiduje główny ekonomista BRE Banku Ernest Pytlarczyk. Jego zdaniem po kilku kwartałach polska gospodarka się podniesie, ale nie ma już mowy o rozwoju w tempie pięciu lub więcej procent rocznie.

Michał Zieliński: Co świadczy o tym, że spowolnienie może być długie i  głębokie?

Główny ekonomista BRE banku Ernest Pytlarczyk: Dotyczy ono popytu wewnętrznego, a więc słabości konsumenta. Mamy niskie wzrosty wynagrodzeń i to w czasie, gdy gospodarstwa usiłują oszczędzać ze względu na pogorszenie perspektyw. Jeśli spada konsumpcja, to perspektywy dla przedsiębiorstw przestają wyglądać dobrze. Rośnie presja na redukcję kosztów i zatrudnienia.

Widać możliwość zmiany tej sytuacji? Kiedy płace znów zaczną rosnąć, wzrośnie zatrudnienie?

Nie, szczerze mówiąc, to jeśli chodzi o czynniki wewnętrzne nie widzimy szansy odwrócenia trendu na płacach czy na zatrudnieniu. Bardziej optymistyczne są kwestie zewnętrzne...

Za chwilę do tego wrócimy. Ale jeszcze o płacach. Mówi się wiele o wzroście bezrobocia, a jak się będą zmieniać realne płace Polaków. Jak zmiany płac będą się miały do spadającej inflacji?

Realny wzrost będzie bliski zera albo lekko dodatni. Spadek inflacji wielu analityków poczytuje jako dobry znak dla konsumpcji, ale przecież ona spada, bo jest słaby popyt. Potrzebujemy zatem zewnętrznych impulsów, żeby te trendy odwrócić.

Ta nadzieja opiera się na optymistycznych wskaźnikach płynących z Niemiec?

Mamy Stany, w których ożywienie jest niezaprzeczalne, mamy Azję Południowo-Wschodnią. W Chinach wzrost wraca do poziomu ośmiu procent, mamy Niemcy, z którymi jesteśmy mocno skorelowani, jeśli chodzi o eksport. To wszystko może w drugiej połowie roku amortyzować pogorszenie koniunktury.

Co poza tym?

Liczymy że w 2014 będzie więcej inwestycji, w tym w energetykę, one nas powinny wspomóc. Liczę, że po kilku gorszych kwartałach się podniesiemy, chociaż oczywiście powrót do dynamik z 2011 czy sprzed 2008 roku jest mało  prawdopodobne. Teraz nasz model wzrostu powinien być bardziej nakierowany na eksport.

Na krótką metę można wspierać eksport niższym kursem waluty, można liczyć na sąsiedni, duży rynek niemiecki. Ale jak przebić barierę rozwojową? Jak na dłuższą metę sprawić, żeby polski eksport był wyspecjalizowany, wyjątkowy, konkurencyjny?

W średnim okresie na pewno nie możemy pozwolić sobie na wzrost kosztów. Konkurencja kosztowa występuje też w Europie. Jej peryferia południowe będą dla nas zagrożeniem, jeśli chodzi o koszty. Zatem umiarkowane koszty i niska konsumpcja, to scenariusz, który nam umożliwi wzrost.

Korzystamy z bliskości Niemiec, jesteśmy zapleczem produkcyjnym. Możemy być centrum outsourcingu. Jednak w dłuższym okresie musimy się przestawić na bycie bardziej innowacyjnym. To nie jest proste. Były takie eksperymenty na świecie . Próbowano zaszczepić np. w Malezji biotechnologie, ale bez tradycji to się nie udało. Musi być podkład kulturowy, a u nas tego nie widzę. Pieniądze rozchodzą się do wielu ośrodków, podczas gdy trzeba by się było skoncentrować na kilku okręgach flagowych, by dokonać skoku technologicznego. Nie jest to optymistyczne.