Ona miała 18 lat, on 19. Kochali się i chcieli spędzić ze sobą całe życie. Zamiast tego czekała ich rozłąka – dorosłe życie przeżyli osobno, starości doczekali z dala od siebie. Miłość o nich nie zapomniała: żoną i mężem zostali po 60 latach.

Jeanette miała 18 lat, Len był o rok starszy. Poznali się na należącej do Wielkiej Brytanii wyspie Wight. Był rok 1963. Młodzi zakochali się w sobie i ułożyli plan na całe życie. Len nie lubił angielskiego klimatu, dlatego pojechał do Australii, kupił tam ziemię, aby wybudować dom dla siebie i swojej przyszłej żony.

Z ich planów jednak nic nie wyszło. Jak opisuje "Daily Mail", na ślub i przeprowadzkę córki na drugi koniec świata nie zgodzili się rodzice Jeanette. A w tamtych czasach w Wielkiej Brytanii trzeba było mieć 21 lat, aby móc samodzielnie zawrzeć małżeństwo.

Załamany Len otrzymał pożegnalny list od swojej narzeczonej, który był jednocześnie powiadomieniem, że ich zaręczyny zostały zerwane. Odtąd żyli daleko od siebie, wymazując z pamięci wspomnienia i związane z nimi plany.

Len założył w Australii rodzinę, doczekał się trójki dzieci. W 2015 r. rozwiódł się i wrócił do Anglii. Wtedy postanowił odszukać Jeanette - jak stwierdził, tylko po to, aby dowiedzieć się, czy żyje. Udał się na wyspę Wight i - jak opisuje "Daily Mail" - odnalazł swoją młodzieńczą miłość. 

Miałem tylko nadzieję, że wszystko z nią w porządku - nie spodziewałem się niczego innego - wyznał gazecie Len. Okazało się, że Jeanette również założyła rodzinę i doczekała się dwójki dzieci.

Prawie umarłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że to on stał przy płocie mojego ogrodu - tak Jeanette opisała spotkanie po latach.

Dwa lata później jej mąż zmarł na raka i to ona postanowiła odszukać Lena. Nawiązali ze sobą kontakt. W zeszłym roku Len odważył się zapytać Jeanette, czy za niego wyjdzie. W zeszłym miesiącu się pobrali.

Życie w małżeństwie jest fantastyczne - nie może być lepsze - zapewnia Jeanette.