Osiem dni po wyborach wciąż nie wiadomo, kto będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych. Trwa liczenie głosów i kłótnie, kiedy ma się ono zakończyć. Al Gore wyciąga rękę do George’a W. Busha i proponuje – spotkajmy się.

A w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu 27 Konrad Piasecki i Tomasz Skory goszczą Cynthię Dominik (dyrektor Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego) i posła SLD, prof. Longina Pastusiaka.

RMF: Jak pani wytrzymuje te emocje związane z liczeniem głosów, protestami itd.? Przejmuje się pani?

Cynthia Dominik: Po pierwsze, to jest ciekawe i troszeczkę śmieszne. To wstyd, że jeszcze się to nie skończyło. Codziennie widzimy, co się dzieje w stanie Floryda i codziennie jest gorszy bałagan.

RMF: A to nie jest tak, że oto triumfuje demokracja, bo każdy głos się liczy.

Cynthia Dominik: Jeszcze nie wiadomo, np. dziś rano słyszałam, że trzeba liczyć ręcznie. Jak można być dumnym, że mamy fantastyczne maszyny, jeżeli one nie zawsze działają?

RMF: Czy Amerykanie ujawniają, na kogo głosowali? Czy pani nam to ujawni?

Cynthia Dominik: Ja głosowałam na Gore’a, bo on jest lepszy, ma więcej doświadczenia – 24 lata jako polityk. Jest bardziej poważny.

RMF: A George Bush?

Cynthia Dominik: On ma, moim zdaniem, szczęście, pieniądze i pozycję ojca.

RMF: Panie profesorze, to co się dzieje w Stanach to kompromitacja czy triumf demokracji?

Longin Pastusiak: P: Ani triumf, ani kompromitacja. Problemy z obliczeniem wyników tych wyborów wynikają z niezwykłej zaciętości, atmosfery tych wyborów. Zresztą to było do przewidzenia, sondaże już znacznie wcześniej sygnalizowały, że wynik będzie do końca niepewny. Gdy mnie pytano, zawsze mówiłem, że na pewno nazwisko przyszłego prezydenta będzie się składało z czterech liter.

RMF: A czy Amerykanie rzeczywiście tak bardzo obstają przy swoich kandydatach? Czy polityka ma dla nich takie znaczenie?

Cynthia Dominik: Niektórzy są bardzo za swym kandydatem. Gdy oglądam telewizję widzę, że oni stoją, mają plakaty. A inni są leniwi, nie głosowali.

RMF: W Polsce często się mówi, że to nie jest istotne czy wygra Republikanin czy Demokrata, bo polityka USA i tak się nie zmieni. Jak to jest wg pani?

Cynthia Dominik: Dużo ludzi tak myśli. Niektórzy sądzą, że jest czas na zmiany. Ja myślę, że obaj są blisko centrum, ale są jednak różnice.

RMF: A pan się spodziewa zmiany polityki USA, gdyby wygrał Bush?

Longin Pastusiak: To zależy której polityki. Oczywiście, jeżeli chodzi o strategiczne cele w polityce zagranicznej, to obaj kandydaci zasadniczo się nie różnią – chociaż są pewne niuanse, dość istotne. Natomiast o wiele większe znaczenie będzie to miało dla Amerykanów, w polityce społecznej, w programach gospodarczych, myślę, że również w dziedzinie finansowania kampanii wyborczych, bo Gore się opowiadał za zmianą systemu finansowania kampanii, a Bush był przeciwny.

RMF: A czy po tych wyborach Amerykanie nie doją do wniosku, że trzeba zmienić system wyborczy?

Longin Pastusiak: Próby zmiany tego systemu, który rzeczywiście jest archaiczny i wynika z przemieszania się demokratycznego systemu powszechnego głosowania z systemem pośredniego wyboru, jakim jest kolegium elektorskie, dotychczas kończyły się niepowodzeniem. Nie wróżę, aby w najbliższej przyszłości takie próby się powiodły. Amerykanie, jak każdy młody kraj, są przywiązani do swych tradycji. Po drugie, wymagałoby to zmiany amerykańskiej konstytucji, a to jest procedura niesłychanie skomplikowana.

RMF: Jak się pani czuje z tym, że konstytucja ma większe zaufanie do elektorów, niż do pojedynczego obywatela Stanów Zjednoczonych?

Cynthia Dominik: Myślę, że wybory powinny być bezpośrednie. Jestem za zmianą konstytucji, ale nie sądzę aby do tego doszło. Nie zgodzą się małe stany, takie jak Maine czy Wyoming. Politycy myślą, że mają więcej władzy. Ja mieszkam w stanie Indiana. Jeżeli Bush na pewno ma Indianę, niektórzy ludzie, którzy są za Gorem, po prostu nie będą głosować.

Longin Pastusiak: Ten system zdecydowanie faworyzuje małe stany. To też było intencją twórców Stanów Zjednoczonych, aby duże stany nie zdominowały małych. Można dziś powiedzieć, że prezydenta nie wybierają całe Stany Zjednoczone, tylko poszczególne stany.

RMF: Wygląda na to, że Amerykanie być może będą się teraz wstydzić co cztery lata, skoro poziom walki politycznej doprowadza do tego, że jest dwóch równych kandydatów.

Longin Pastusiak: Niekoniecznie, dlatego, że w ciągu 200 lat istnienia USA, dopiero drugi raz mamy taką sytuację. Po raz pierwszy było to w roku 1876, kiedy komisja Kongresu Stanów Zjednoczonych zdecydowała, kto będzie prezydentem.

RMF: Kto w takim razie wygra te wybory?

Cynthia Dominik: Myślę, że Bush. Oni walczą na Florydzie i ja muszę powiedzieć, jak Hamlet: coś śmierdzi w stanie Floryda. Ale może wszystko będzie jasne. Teraz Bush ma, o ile wiem, 300 głosów więcej. Gore liczy, że korespondencyjne głosy będą dla niego. To okaże się dopiero jutro.

Longin Pastusiak: W piątek o północy jest ten ostateczny termin przedkładania sekretarzowi stanu Florydy poświadczonych na piśmie wyników wyborów. I rzeczywiście, tak jak pani mówi, zadecydują głosy korespondencyjne.

RMF: Na kogo pan stawia?

Longin Pastusiak: Uff... ja już powiedziałam, że na pewno nazwisko będzie na cztery litery. Ale zgadzam się z panią, że w tej chwili większe szanse ma George Bush.

RMF: Ma więcej szczęścia?

Cynthia Dominik: Właśnie. Czytałam gdzieś artykuł, że on jest bardzo miły, ale w życiu nie zarobił ani centa.

Longin Pastusiak: Nie, zarobił jednak jako multimilioner...

Cynthia Dominik: Ale to były pieniądze ojca, on miał nazwisko i zmienił pół miliona na kilka milionów dolarów.

Longin Pastusiak: Tak jak Demokraci mają swój klan Kennedych, tak Republikanie mają klan Bushów.

RMF: W kilku słowach: Jakie wrażenie wybory’2000 zostawią na Amerykanach?

Longin Pastusiak: Myślę, że dadzą dużo argumentów zwolennikom zmiany systemu wyborczego. Przewiduję, że wielu prawników zarobi wiele pieniędzy na interpretacji, powstanie wiele prac magisterskich, doktorskich oraz książek na temat tegorocznych wyborów.

Cynthia Dominik: Dziennikarze będą mieli teraz o czym mówić. Przeciętny Amerykanin będzie żył jak zawsze.