Na Florydzie w sobotę wieczorem przeliczono głosy oddane na George'a W. Busha i Ala Gore'a za pośrednictwem poczty. Dane mówią o 1380 głosach oddanych na Republiknina i 750 na Demokratę.

W ten sposób przewaga Busha nad Gore'm wzrosłaby do 930 głosów. Obliczenia te przeprowadzono we wszystkich 67 hrabstwach Florydy. Dane te nie uwzględniają jednak rezultatów ręcznego przeliczania głosów w niektórych okręgach wyborczych stanu. Teraz chodzi więc już tylko o zwycięstwo. Walka staje się coraz bardziej brutalna a zarzuty idą coraz dalej. Republikanie wyrażają zaniepokojenie dużą - ich zdaniem - liczbą głosów korespondencyjnych, uznanych za nieważne. A takich jest prawie półtora tysiąca. Powody ich odrzucania są różne. Najczęstsze to po prostu brak stempla pocztowego lub podpisu nadawcy. Rzeczniczka kampanii Busha - Mindy Tucker - twierdzi, że "jest to ogólnostanowe działanie na rzecz Ala Gore'a". Ludzie ze sztabu Demokraty odpowiadają na to, że Republikanie uciekają się do dezinformacji i teorii spiskowych. Sztab Busha oświadczył wczoraj, że ma liczne bezpośrednie dowody na to, że ręczne przeliczanie głosów na Florydzie prowadzi do przekłamań. Mówi się o kartach upuszczanych pod stół, znajdywanych z wyciętymi otworami uzupełnionymi taśmą klejącą, czy wreszcie o kartach z głosami na Busha, które znalazły się nagle nie wiadomo jak wśród kart przygotowanych do zaliczenia Gore'owi.

Tymczasem wytoczono działa jeszcze cięższe. Republikanie twierdzą, że Demokraci zrobili co mogli by pod jakimkolwiek pretekstem unieważnić jak najwięcej głosów przesyłanych pocztą w znacznej części przez żołnierzy, którzy służą za granicą. Ponad 1400 tych głosów - blisko 40 procent wszystkich przysłanych zostało odrzuconych. Jeśli się potwierdzi, że demokratyczne władze niektórych hrabstw rzeczywiście unieważniły czasem nawet 80 procent głosów przesłanych pocztą można się domyśleć co się tam będzie działo.

Droga demokracja

Już wkrótce o cenie demokracji przekonają się mieszkańcy Florydy, gdy wystawiony zostanie rachunek za liczenie głosów oddanych w wyborach prezydenckich. Suma ta, będzie sięgać setek tysięcy dolarów - trzeba będzie w końcu zapłacić tym wszystkim, którzy ostatni tydzień spędzili na oglądaniu dziurek w kartach do głosowania oraz liczeniu i przeliczaniu głosów. Dodatkowo koszty zwiększą honoraria dla batalionu prawników i doradców prawnych również zaangażowanych w wyborczą, a raczej już po-wyborczą walkę.

Amerykanie są już zmęczeni tą przepychanką: "Najwyższy czas by ten kto został wybrany został w końcu prezydentem elektem, bez względu na to czy będzie to Bush czy Gore. Mam już tego dosyć i chcę żeby wreszcie się skończyło. Obie strony się ośmieszają. Obie."

Według sondaży przeprowadzonych przez tygodnik Newsweek, mimo zmęczenia sytuacją, nadal większość Amerykanów uważa jednak, iż ważniejsza jest dokładność i uczciwość wyborów niż natychmiastowe wyniki. Jednocześnie prawie czterdzieści procent twierdzi, że to co się dzieje w ich kraju jasno pokazuje słabość i niedociągnięcia systemu wyborczego.

11:50